J.F. Rutherford, drugi prezydent Świadków Jehowy, pochodził z rodziny baptystów ze stanu Missouri (USA). Podręcznik historii Świadków Jehowy podaje, że studiował on prawo w colleg'u92. W rzeczywistości Rutherford nigdy nie uczęszczał do szkoły prawniczej (brakuje go na liście studentów), lecz pracował w sądzie na stanowisku protokolanta, któremu umożliwiono zaocznie naukę i zdanie wymaganych egzaminów.
W sekcie nazywano go zwykle „Sędzią", gdyż pewnego razu, jeszcze przed wstąpieniem do sekty, pełnił zastępczo funkcję sędziego nadzwyczajnego. Tytuł „sędziego", który sobie cenił, dodawał mu niezwykłej powagi w sekcie, ponieważ przywoływał na pamięć biblijnych „sędziów" ze Starego Testamentu i jakby upoważniał do osądzenia „złego systemu" tego świata.
Rutherford z sektą zetknął się przypadkowo. W roku 1894 dwie kolporterki Russella sprzedały mu kilka tomów Wykładów Pisma Świętego (wówczas nazywano je jeszcze Brzaskiem Tysiąclecia). Nauki, które w tych toniach znalazł, zainteresowały go i skłoniły do wstąpienia w szeregi Badaczy, ale z jakichś powodów zwlekał z przyjęciem od nich chrztu - uczyni to dopiero w 1906 r.
W Towarzystwie Strażnica pełni funkcję adwokata i radcy prawnego (od 1907 r.). Najwidoczniej jego słabe przygotowanie zawodowe sprawiło, że nie pomógł Russellowi wygrać żadnego procesu. Warto przypomnieć, że przed wstąpieniem do sekty Badaczy był on kilkakrotnie karany i upominany za niewłaściwe pełnienie czynności zawodowych adwokata (np. w 1894 r. zapłacił grzywnę za obrazę sądu, a w trzy lata później otrzymał wyrok od Sądu Najwyższego stanu Missouri za czyny mało godziwe w praktyce adwokackiej).
Po śmierci Russella w 1916 r. walne zgromadzenie akcjonariuszy wybrało go (6 stycznia 1917 r.) na nowego prezydenta sekty. Rutherford, znany z bezwzględnego postępowania, natychmiast uchwycił mocną ręką rozsypującą się po śmierci Russella sektę (jeszcze w 1921 r. liczba członków Badaczy nie przekroczyła połowy stanu z czasów Russella). Rutherford bezlitośnie usuwał z drogi wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób odważyli się sprzeciwić jego dyktatorskiej woli. CV. Manzanares pisze, że „cechowała go gwałtowność i bezczelność (według opinii swoich byłych współpracowników lubił używać ostrego i ordynarnego języka)".
Pomimo jego zdecydowanej postawy, opozycja wielu Badaczy przeciw niemu utrzymywała się przez wiele miesięcy i była powodem znacznego przerzedzenia szeregów sekty.
Sytuacja na korzyść Rutherforda zmieniła się dopiero po jego „męczeństwie", tzn. wyjściu z więzienia. Otóż w połowie roku 1918 Rutherford (wraz z kilkoma bliskimi współpracownikami) otrzymał wyrok 20 lat pozbawienia wolności za występowanie przeciwko pełnieniu służby wojskowej, którą uważał za niezgodną z honorem i sumieniem człowieka. W tym właśnie czasie Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny z Niemcami i zarządziły powszechny pobór do wojska. Społeczeństwo amerykańskie, z gruntu patriotyczne, bardzo negatywnie odbierało akcje Badaczy przeciwko służbie wojskowej. Niektórzy, bardziej aktywni członkowie sekty, niemało ucierpieli z powodu tych akcji (społeczność amerykańska pochwyconych prowokatorów sekty niejednokrotnie oblewała smołą i obsypywała pierzem). Rutherford obwiniał za wszystkie te akcje przeciwko Badaczom przede wszystkim kler, podobnie jak nienawiści duchowieństwa przypisze własne uwięzienie!
Pobyt Rutherforda w więzieniu trwał niespełna rok (wyszedł na wolność po złożeniu kaucji w wysokości 10 tys. dolarów, podobnie zresztą jak i pozostali jego współpracownicy, którzy razem z nim zostali uwięzieni). Badacze z wielkim entuzjazmem powitali uwolnionych z więzienia „męczenników za wiarę". Rutherford umiejętnie wykorzystał tę okoliczność i wskazał Badaczom pewne teksty biblijne (Łk 21. 12 i Mt 24, 47), jako odnoszące się do niego!, tzn. zapowiadające jego uwięzienie oraz dalszą jego niezwykłą misję: .,Postawi go [tj. Rutherforda!] nad całym swoim mieniem" (Mt 24, 47).
Zaraz po opuszczeniu więzienia prezydent rozpocznie daleko idącą reformę instytucjonalną sekty: usunie wszelkie dotychczasowe formy demokracji, np. przy wyborze „starszych" zborów, a zaprowadzi „teokrację", czyli „rządy Boże". W praktyce teokracja oznaczała rządy autorytatywne i całkowicie scentralizowane pod jego kierownictwem (wszyscy członkowie sekty zostali sprowadzeni do roli posłusznych jemu funkcjonariuszy). Równolegle ze zmianami instytucjonalnymi sekty, Rutherford dokonywał zmian doktrynalnych. W początkowym okresie powoływał się jeszcze na autorytet Russella. ..Anioła a Laodycei". Twierdził nawet, że „duch zmarłego Russella wszedł w niego"! W imię poprzednika wydał wspominaną wcześniej książkę Dokonana tajemnica (1917), w której zapowiedział nowy „koniec świata" (w 1918 r.) w oparciu o ostatnie proroctwo Russella, które zakończyło ostatecznie jego misję prorocką w sekcie. Nowym prorokiem będzie odtąd Rutherford. Prezydent nie oczekiwał jednak roku 1918, ale intensywnie pracował nad nową datą końca, bardziej odległą w czasie. Przygotowaniem do niej była wydana już w 1920 r. jego własna książka, w której zapowiadał niezwykłe wydarzenia na rok 1925. W tym to roku mają się wreszcie spełnić wszystkie marzenia Badaczy! Rutherford wydał swą prorocką książkę pod znamiennym tytułem: Miliony ludzi z obecnie żyjących nie umrą!, który wyraźnie wskazuje na bliskość tych wydarzeń. Na pierwszej stronie tej książki Rutherford zapewnia czytelników, że jej tytuł znajduje uzasadnienie w 447 oczywistych danych biblijnych i historycznych! Największy entuzjazm wśród Badaczy, wzbudziła zwłaszcza zamieszczona w książce zapowiedź zmartwychwstania wielkich patriarchów i proroków ze Starego Testamentu! Pomimo, że nikt z nich nie zmartwychwstał w roku 1925, Rutherford nadal pragnął, aby jego zwolennicy poważnie traktowali jego zapowiedź i dlatego zlecił wybudowanie w najpiękniejszej dzielnicy San Diego w Kalifornii wygodnego dla nich domu, który kosztował Badaczy 75 tys. dolarów. Prezydent nazwał ten dom „Beth-Sarim" („Dom Książąt"), a jego uzupełnieniem były dwa luksusowe samochody dla patriarchów! Wieści o poczynaniach prezydenta podchwyciły środki masowego przekazu. Dziennikarze żartowali sobie z Badaczy i pytali: w jaki sposób Dawid i inni zmartwychwstali przekonają Rutherforda, że to oni są tymi oczekiwanymi przez niego mieszkańcami wybudowanego pałacyku?! Gdy minęło kilka kolejnych lat i, jak należało się spodziewać, patriarchowie nadal nie zjawia­li się, Rutherford na dobre zajął pałacyk, z którego zresztą bez przerwy korzystał, podobnie jak i ze wspomnianych sa­mochodów. Ostatecznie, aktem notarialnym, nabył całą tę posiadłość od Badaczy za 10 (dziesięć) dolarów!
„Beth-Sarim" służył najczęściej „Sędziemu" za zimową rezydencję. I tu ostatecznie zakończył swoje życie w 1942 r. „Dom Książąt" poważnie zachwiał wiarą wielu Badaczy, którzy dopiero teraz zaczęli uświadamiać sobie, jak bardzo byli wykorzystywani i oszukiwani. Po śmierci prezydenta nowe kierownictwo sekty postanowiło szybko pozbyć się kompromitującego domu, a w wyjaśnieniu dla zwykłych Świadków Jehowy podano jedynie informację, że „Beth-Sarim" „całkowicie spełnił swoją rolę"! („Strażnica" z 15 grudnia 1947 r.)***** 
Reformatorskie działania Rutherforda objęły również tzw. „służbę polową" („kaznodziejską"). Za czasów jego poprzednika, Russella, kolporterzy zarabiali dla siebie pobierając pewien procent od ilości rozprowadzonej literatury sekty, W roku 1925 prezydent postanowił, że Badacze mają zajmo­wać się kolportażem bezinteresownie, a uzyskane ze sprzeda­ży literatury pieniądze odprowadzać do centrali w Brooklynie. Rutherford nakazał ponadto Badaczom wykonywanie swoich obowiązków na rzecz Towarzystwa Strażnica również w niedziele, które były dla nich dotąd dniami odpoczynku od wszelkich zajęć .
Niezwykle ważne i daleko idące konsekwencje wynikły z faktu uznania przez Rutherforda sekty Badaczy za jedyną istniejącą na ziemi organizację Bożą. W ten sposób wszystkie inne struktury i organizacje ludzkie znalazły się we władaniu szatana, jako głównego ich inicjatora (tej nauce Świadkowie Jehowy są wierni do dnia dzisiejszego). Prezydent tłumaczył Badaczom, a później Świadkom Jehowy, że powinni wystrzegać się patriotyzmu, gdyż jest „wymysłem szatana", a przez oddawanie czci fladze i godłu państwa, staliby się bałwochwalcami! To za jego rządów Świadkowie Jehowy wchodził w niezliczone konflikty z organami państwowymi i społecznościami wielu krajów, wyznającymi tradycyjne wartości narodowe i chrześcijańskie. Znane są liczne świadectwa zorganizowanych akcji prowokacyjnych ze strony sekty przeciwko panującemu porządkowi.
W roku 1931, podczas kongresu w Columbus w stanie Ohio (USA), Rutherford zakomunikował swoją wolę, aby Badacze Pisma Świętego przyjęli nazwę: „Świadkowie Jehowy". Głównym celem wprowadzenia tej nowej nazwy było zdecydowane: odcięcie się od podzielonego i skompromitowanego w oczach opinii publicznej ruchu badackiego. Wiele bowiem odłamów sekty posiadało w swej nazwie określenie „badacze", co było powodem nieustannego zamieszania i wzajemnych oskarżeń (chodziło jak zwykle o licytowanie się, które z nich najwierniej trwa przy nauce Russella, po „sprzeniewierzeniu się" Rutherforda). Nowa nazwa była ponadto „bardziej biblijna", niż ta używana dotychczas.
Nadanie nowej nazwy wymagało od Rutherforda podjęcia działań, które by przyniosły pożądany jej rozgłos w świecie. „Sędzia" natychmiast więc podjął stosowne działania, które spopularyzowały by nową nazwę. W jaki sposób to robiono, wspomina były Świadek Jehowy, W.J. Schnell, jeden z organizatorów i aktywnych uczestników tego typu akcji. Schnell pisze;:
„Wybrano do tego celu niezwykłą drogę wzbudzenia przeciw sobie fali prześladowań, pozorując prześladowanie za religię. (...) Postanowiono nasłać niedzielne grupy Świadków nagabujące ludzi na ulicach, przed kościołami i w domach, narzucające się ze swoją literaturą i naukami. Przedtem wpajano Świadkom ich zadania. Mieli atakować każdą religię, wszelkie świętości, zwyczaje i obyczaje, posługując się rzekomo Pismem ! Świętym [tzn. wykorzystując autorytet Biblii - p. E.B.]. (...) Prowokowano wielkie widowiska z maszerującymi oddziałami, okrzykami i transparentami, dopóki wszystkie uwięzienia danego miasteczka nie zostały zapełnione i policja bezradna musiała ustąpić. Na drugą niedzielę obierano inne miasteczko. Oczywiście przez cały następny tydzień ludzie mówili tylko o niedzielnych rozruchach i stawaliśmy się głośni. Tu i ówdzie żałowano nas jako prześladowanych za wyznanie. Ale prawdziwego rozgłosu przysparzały nam dopiero procesy, wynikłe wskutek tych akcji. Pisała o nich prasa, śledziła publiczność (...) Powoli udało nam się stworzyć nastrój prześladowania mniejszości wyznaniowej i pozyskać rozgłos, a nawet sympatie pewnych kół ludności". 
Po wprowadzeniu nowej nazwy, Rutherford wpaja) Świadkom Jehowy, że tworzą jedyną zbawczą wspólnotę czasów ostatecznych, „organizację teokratyczną" (za kolejnego prezydenta, Nithana H. Knorra, uzupełniono to określenie sekty o nazwę „społeczeństwo nowego świata").
W tej podbudowanej nową doktryną sytuacji akcyjne Towarzystwo Strażnica urosło do rangi jedynego „przekaźnika", którym posługuje się Bóg w kierowaniu światem! Rutherford zerwał w ten sposób wszelkie związki ze wspólnotami chrześcijańskimi, jakie starał się jeszcze podtrzymywać Russell. Organizacji budowana przez „Sędziego" „przybrała tym samym typowe przymioty sekty".
Za prezydentury Rutherforda strona organizacyjna funkcjonowania sekty wyraźnie wzięła górę nad wymiarem duchowym i religijnym (i tak jest do dzisiaj, stąd częste posługiwanie się nazwą „organizacja Świadków Jehowy"). Wagę organizacyjnego lamentu w życiu sekty widać dobrze na przykładzie kongresów. Rutherford rozpoczął organizowanie kongresów na wielką skalę, które były zresztą bardzo staranie przygotowywane, opracowywano szczegółowy program). Podczas trwania takiego kongresu służby porządkowe dbały o wzorową dyscyplinę. Wszystko to sprawiało wrażenie, że Świadkowie Jehowy tworzą jakby inną i lepszą społeczność ludzi wierzących, jakiś „nowy" lud Boży. Prezydent niebawem przekonał się że nawet krótki kontakt Świadka Jehowy z wielką rzeszą współwyznawców znacznie umacnia jego ducha i mobilizuje do wydajniejszej pracy na rzecz organizacji (kolejne kierownictwa sekty doceniają owoce kongresów i organizują je na wszystkich możliwych szczeblach, od lokalnych po międzynarodowe).
Następca Russella konsekwentnie oddziela! „swoich Świadków" od społeczności chrześcijańskiej. Nie tolerował żadnych „pozostałości" po chrześcijaństwie, które uznawał jeszcze Russell. I tak nakazał usunąć krzyż, znak zbawienia i główny symbol chrześcijaństwa, zastępując go prostym palem, na którym miał, jego zdaniem, umrzeć Jezus Chrystus. Następnie zakazał posługiwania się świętymi wizerunkami, które nazwał bałwanami. Zniósł obchodzenie świąt religijnych (Badacze obchodzili np. Boże Narodzenie), ponieważ dopatrzył się w nich pogańskich korzeni! „Sędzia" poszedł w końcu tak daleko, że zakazał Świadkom Jehowy obchodzenia nawet imienin, jako jego zdaniem zwyczaju pogańskiego (prezydentowi, jak się zdaje, chodziło przede wszystkim o odseparowanie członków sekty od krewnych i znajomych spoza organizacji, gdyż zbyt serdeczne z nimi więzi osłabiłyby kontakt z sektą).
O tym, skąd prezydent Świadków Jehowy czerpał swoje nauki, tak pisze CV. Manzanares: „Zgodnie ze stwierdzeniem Rutherforda, objawienia te czy nowe rozumienia podyktował mu duch, którego Bóg wysłał do niego z jednej z gwiazd należących do gromady Plejad. Trudno o jakąś jednoznaczną interpretację tego zjawiska (czy chodzi o oszustwo? spirytyzm'? satanizm?)". Faktem jest, że „duch", który inspirował (działaniami prezydenta, uczynił go jeszcze płodniejszym pisarzem niż Russell. Rutherford chełpił się na kilka lat przed swoją śmiercią, że w ciągu 20 lat napisał dla Świadków Jehowy 99 książek i broszur! O jednej z nich twierdzono, że powstała „pod tchnieniem Bożym" (chodzi tu o dwutomowe dzieło pt. Światło). Ks. S. Ufniarski przytacza wypowiedź o nie pewnego „starszego" zboru: „...żadne ludzkie stworzenie nie jest autorem Światła (...) żaden człowiek nie mógł napisać tej książki i nikt jej nie napisał... Bracie [mowa o Rutherfordzie], byłeś jedynie użyty za narzędzie do sporządzenia Światła. Jehowa jest autorem tegoż pisma". Dzisiaj zapewne tylko nieliczni Świadkowie Jehowy wiedzą, że ich były prezydent napisał takie niezwykłe i natchnione przez Jehowę dzieło!
Prezydent Rutherford zawsze dbał o swoją prezencję. Mówiono o nim że nosił się po senatorsku. Wśród swoich pokazywał się zwykle w stroju prawnika, aby to bardziej pasowało do jego ulubionego przydomku „Sędzia". Nauczony przykrym doświadczeniem poprzednika, starannie ukrywał przed okiem ciekawskich swoje prywatne życie. Publicznie pokazywał się niezwykle rzadko. Robił to najczęściej przy okazji kongresów. Chociaż prowadził wystawne życie, tylko garstka najbliższych wiedziała o tym. Podobnie jak Russell, wiele podróżował po świecie. Najczęściej udawał się do Europy i pozostawał dłużej w Niemczech i Szwajcarii. Wydaje się, że podczas pobytu w Europie utrzymywał bliskie kontakty z tutejszą masonerią (jest dowiedzione, że ta najbardziej wroga Kościołowi i chrześcijaństwu organizacja, wspomagała finansowo jego sektę).
Najprawdopodobniej od czasu pobytu Rutherforda w więzieniu (w latach 1918-1919) dręczyła go obsesja na punkcie własnego bezpieczeństwa. Ciągle obawiał się zamachów na własne życie, i to przede wszystkim ze strony kleru! Kiedy musiał już występować publicznie, jak to było np. w New Jersey, ochronie nakazał obstawić karabinami maszynowymi podium, z którego przemawiał. Innym razem, w Detroit, zarządził umieszczenie na dachu hollu straże, które miałyby go ostrzegać przed każdym zbliżającym się samolotem. Rutherford obawiał się, że nadlatujący samolot mógłby zrzucić na niego bombę".
Drugi prezydent sekty i właściwy twórca Świadków Jehowy zmarł 8 stycznia 1942 r. w „Beth-Sarim" w San Diego w Kalifornii. Przyczyną jego śmierci był rak okrężnicy' . Na jego następcę wybrano Nathana H. Knorra. 

***** B.a., Świadkowie Jehowy - głosiciele..., dz. cyt. s. 76. Jeśli dzi­siejsi zwykli Świadkowie Jehowy wiedzą już, że Beth-Sarim nie jest złośliwym wymysłem ich przeciwników, to żaden z nich nigdy nic nie przeczytał o „Beth-Shan" w publikacjach wydawanych przez Towarzystwo Strażnica. Tylko jeden raz nazwa ta miała pojawić się w ich czasopiśmie ,„Consolation" (27 rnaja 1942 r.) w związku z możliwością drugiej lokalizacji pochówku prezydenta Rutherforda, gdy jego pogrzebanie w Beth-Sarim okazało się niemożliwe (od 1946 r. czasopisma) „Consolation" [„Pociecha"] wychodzi do chwili obecnej pod nazwą „Przebudźcie się!"). Posiadłość Beth-Shan (określana jako: ,„House of Security", „Refuge Farm") o powierzchni 75 akrów (ok. 30 ha) i nawiązująca do biblijnej miejscowości, będącej w rękach pokolenia Manassesa (7 Krn 7, 29; w tłum. ET - „Bet-Sze2an"), leżała w sąsiedztwie Beth-Sarim (ok. 1 km) i była rodzajem 1 farmy (z sadem owocowym), wyposażonej w niezbędne budynki i konieczny sprzęt do uprawy ziemi. Rutherford nabył tę posiadłość; na rzecz Towarzystwa Strażnica w 1940 r. I nie byłoby w tym może nic dziwnego gdyby nie fakt, że miejsce to posiadało dobrze zamaskowany i obszerny podziemny schron o wymiarach wewnętrznego pomieszczenia: 9 m x 4,6 m x 3 m, z żelbetonowym stropem blisko metrowej grubości! Słusznie więc obiekt ten, zaraz po jego ujawnieniu, ochrzczono mianem „The Bomb Shelter" (schron przeciwbombowy), a całą posiadłość Beth-Shan - „Refuge Farm" (farma schronienia). Oprócz przemyślnie zamaskowanego wejścia do schronu, Beth-Shan był zaopatrzony w podziemny zbiornik na paliwo (o poj. ok. 18 tys. litrów) dla dieslowskiego silnika poruszającego generator prądotwórczy, studnię głębinową (130 m!), zbiornik na wodę (na ok. 45 tys. litrów), 2 hydranty przeciwpożarowe. Beth-Shan miało być miejscem schronienia dla Rutherforda i jego ludzi na czas ,,Armagedonu". Istotnie, „Strażnica" prorokowała 15 listopada 1941 r., że w najbliższej przyszłości wielu narodom świata, nie wyłączając USA, grozi wielki głód i inne poważne nieszczęścia i kataklizmy. Sam Rutherford dał temu wyraz kilka miesięcy wcześniej, gdy 10 sierpnia, w Dniu Dziecka, wręczał 15 tys. dzieci z rodzin Świadków Jehowy książkę Dzieci. Wydarzenie to „Strażnica" skomentowała następująco: „Otrzymując podarunek [książkę Dzieci] maszerujące dzieci przyciskały ją do siebie nie jak zabawkę, ale jako dostarczony przez Pana instrument do najbardziej efektywnej pracy w pozostałych miesiącach przed Armagedonem". Rutherford zapowiadał więc po raz kolejny nie tylko nadejście Armagedonu, ale obiecywał Świadkom Jehowy, że osobiście wprowadzi ich „żywych" do raju na ziemi. Nie powinniśmy jednak naiwnie sądzić, że Rutherford wierzył w swoje przepowiednie. Już wcześniej podsuwał swoim zwolennikom wiele dat „końca" (1918, 1920, 1925, 1929, 1931, 1932, 1935), których cel był zawsze jeden i ten sam: ożywić i podtrzymywać aktywność Świadków Jehowy w ich walce z religią, a zwłaszcza chrześcijaństwem, na którego czele stoi oczywiście Kościół katolicki (jest to zresztą główny cel masonerii, „Antykościoła", od której Rutherford otrzymywał poważne wsparcie finansowe). Beth-Shan miał być rzeczywiście schronieniem dla Rutherforda i jego współpracowników, ale w wypadku, jak sądzimy, ewentualnego ataku lotnictwa japońskiego w związku z napiętą sytuacją pomiędzy USA a Japonią (do wojny doszło już wkrótce po ataku Japończyków na amerykańską bazę w Pearl Harbor pod koniec 1941 r.). Właśnie Beth-Sarim i Beth-Shan, leżące w Kalifornii u wybrzeży Oceanu Spokojnego, mogłyby być w pierwszym rzędzie narażone na ataki ze strony Japonii. A tak przy okazji mowy o Beth-Sarim, to warto dodać, że wybudowanie tego luksusowego obiektu, rzekomo dla zmartwychwstałych patriarchów ze ST, było skutecznym - jak się okazało - sposobem, aby pozbyć się Rutherforda z Brooklynu. Pogłębiający się u niego pociąg do trunków, który doprowadził go do alkoholizmu, uczynił z niego człowieka coraz mniej zdatnego do kierowania Towarzystwem Strażnica. Sam prezydent widocznie bardzo polubił Beth-Sarim (miał w dzień spać, a w nocy "pracować" na rzecz organizacji Jehowy), skoro zakończył w nim swoje życie. Powracając do Beth-Shan, to wkrótce po śmierci Rutherforda posiadłość tę sprzedano (w 1945 r.)

Materiał z książki "Świadkowie Jehowy, pochodzenie, historia, wierzenia" - Elizeusz Bagiński OCD