10 dni kontaktu ze Świadkami
Jehowy
[...]
Członkowie sekty nakręcani przez Towarzystwo
Strażnica z Brooklynu nowojorskiego, chociaż
przez jedyne 10 dni, ale wywarli znaczący wpływ
na moje życie.
Po
licznych spotkaniach, w których uczestniczyłem
(kiedy to obrzydzano mi naszą wiarę: "prano
mózg"), byłem zdruzgotany i rozbity, na
krawędzi załamania, nie wiedząc, co mam robić.
Zacząłem
mimo wszystko poszukiwać jakiegoś wyjścia. Zaczęło
się to dziać wtedy, kiedy moja dziewczyna udała
się na częstochowską pielgrzymkę. Kiedy zaś
wróciła, usłyszawszy ode mnie o wszystkim, oddała
głos swojej koleżance, która dostarczyła mi Pańską
książkę [chodzi o książkę, o której będzie
mowa dalej]. A było to w sierpniu 1988 roku. Od
tamtej pory rozpocząłem częste czytanie Biblii,
połączone z jej szczegółowym studiowaniem,
rozdział po rozdziale. Pragnę teraz przedstawić
szczegółowy opis tego, co rozegrało się w ciągu
owych 10 dni.
Był
sierpień 1988 roku. Moja dziewczyna, Agnieszka, z
którą poznałem się 4 miesiące wcześniej,
przygotowywała się do pielgrzymki na Jasną Górę.
W dniu, gdy rozpoczynała się pielgrzymka, po pożegnaniu
z nią, udałem się do domu. I chociaż nie znaliśmy
się długo, to jednak już wtedy zaczęło mi jej
brakować. Zazdrościłem jej bliskiego obcowania
z Bogiem, z tego też powodu powstała w moim
sercu tęsknota za Tym, Który nas kocha i Który
pozostał na zawsze w naszych sercach. Tak się złożyło,
że następnego dnia, kiedy na przystanku
autobusowym oczekiwałem na autobus do pracy,
zauważyłem przy pobliskim bloku stojący
autokar, na którym widniał przyklejony od środka
plakat z napisem: "Kongres Świadków Jehowy
- Sprawiedliwość Boża" - zaciekawiło mnie
to. Tego samego dnia, przypadkowo na weselu spotkałem
mojego kolegę. Tak się złożyło, że nasza
rozmowa sprowadziła się do tego, co zobaczyłem
na szybie stojącego autokaru. Okazało się, że
mój kolega ma z nimi kontakt i uczestniczył w
pierwszych 2 dniach kongresu świadków Jehowy na
warszawskim stadionie dziesięciolecia. Podczas
naszej rozmowy kolega opowiedział mi o
"wspaniałej atmosferze", jaka między
nimi panuje, tzn. "uczciwość, miłość,
wiara - to atrybuty typowe dla nich" - tak mi
tłumaczył. I dodał, że następnego dnia tzn. w
niedzielę, odbędzie się ostatni dzień kongresu
"Sprawiedliwość Boża". "Jeśli
chcesz - powiedział mi - to można pojechać, z
Ostrołęki jadą 3 autokary". Jak wcześniej
napisałem, czułem wielki głód Boga, dlatego chętnie
przystałem na jego propozycję, nie wiedząc zupełnie,
w co się pakuję. Gdy następnego dnia z rana
dotarłem do tej grupy, wsiedliśmy do autokaru i
odjechaliśmy do Warszawy.
Dosłownie
od razu obsiedli mnie i zaczęli wykładać mi treść
swojej nauki, wprowadzając mnie w temat, a przy
okazji wmawiając mi, że Kościół Katolicki głosi
naukę fałszywą, pełną odstępstwa i grzechu,
co jest sprzeczne z treścią Biblii. Przez cały
dzień kongresu (kiedy już się tam znalazłem)
przenikała mnie "idea" ich społeczności.
Przekonywali mnie (w telegraficznym skrócie), że
żyjemy w dniach ostatnich, i jeśli ktoś nie
przyjmie ich nauki, to zostanie zgładzony przez
Jehowę, tak jak cały świat, w którym żyjemy.
Doskonale
posługując się wyrwanymi z kontekstu wersetami
Ksiąg świętych, przekonywali mnie o prawdziwości
swojej nauki. Potrafili perswazyjnie wzbudzić we
mnie zainteresowanie swoją nauką, a zwłaszcza
czasopismami "Strażnica" i
"Przebudźcie się!" Przytaczając mi
niechlubne fakty z historii Kościoła
Katolickiego, potrafili doskonale obrzydzić mi
jego naukę i wspólnotę, jednocześnie siebie
ukazując w pięknym świetle, jako nieskalanych
grzechem i okrutnie "prześladowanych przez
świat" głosicieli najprawdziwszej nauki:
dosłownie jako "męczenników za wiarę..."
Po
kolejnych spotkaniach (już po kongresie), miałem
straszliwie "wyprany" mózg. Byłem
rozbity wewnętrznie, na granicy załamania.
Strasznie cierpiałem, kiedy już [nie] znajdowałem
się pod ich wpływem. Kilkakrotnie myślałem o
samobójstwie, a nocami zanosiłem się od płaczu.
Później coś mnie tknęło, żeby się modlić:
"Boże! Błagam Cię, daj mi Cię poznać
takim, jakim jesteś naprawdę". Doskonale
pamiętam, jak obrzydzali mi kult krzyży,
"obrazków" [świętych wizerunków],
nawiązując do starotestamentowych bałwochwalczych
kultów Baala i Molocha, których dopuszczali się
Żydzi, odstępujący od prawdziwej wiary w Jahwe.
Prawdy wiary, o jakich mi mówili, tzn.: że Jezus
nie jest Bogiem; że Trójca Św. w ogóle nie
istnieje [a] Duch Święty nie jest Osobą; [że]
dusza ludzka umiera wraz z ciałem..., itp. To
zaprzeczenie prawdom wiary przyprawiało mnie o
zawrót głowy, wprawiając w przerażenie na myśl,
że to, w co do tej pory wierzyłem, było po
prostu kłamstwem. Jednego razu mój kolega (w
czasie spotkania) opowiedział o tym, jak syn
pewnego kościelnego, będąc w trudnej sytuacji,
a nawet bardzo [trudnej], napuścił sobie do
wanny wody i podciął sobie żyły. To, co zauważyłem
wtedy, po prostu mnie przeraziło: parsknęli śmiechem,
jakby ktoś opowiedział im "mocny"
dowcip. Już wtedy zauważyłem [u nich] dwie
wielkie sprzeczności. Gdy teraz spojrzę na to
wszystko z góry [tzn. z dystansu], to odnoszę
wrażenie, że za tymi ludźmi stoi jakaś dziwna,
tajemnicza, demoniczna siła, która nimi kieruje.
Strasznie
upływały mi te dni, kiedy rozgrywały się te
wydarzenia. Wreszcie po 10 dniach oczekiwania, wróciła
z pielgrzymki moja dziewczyna, Agnieszka. Gdy
opowiedziałem jej o wszystkim, skutek był taki,
że była bardzo, bardzo smutna i powiedziała mi,
że zaprosi swoją koleżankę, aby ona
"otworzyła mi oczy" na ich naukę.
3 dni
później, jej koleżanka, Beata, przychodząc na
spotkanie ze mną, przyniosła napisaną przez
Pana książkę pt. Pismo Święte przeczy nauce
świadków Jehowy. Co prawda z oporami, ale przyjąłem
tę książkę do przeczytania. I rzecz dziwna,
kiedy zacząłem ją czytać widząc naukę Biblii
w prawdziwym świetle, poczułem, że zaczynam
stawać na nogi i uwalniać się od mylnych
przekonań, jakie już się we mnie zakorzeniły.
Po
przeczytaniu całej książki, poczułem się
naprawdę wolnym człowiekiem, a to, co wydarzyło
się, przyczyniło się do tego, że zacząłem
studiować Księgi święte Starego i Nowego
Testamentu...
Maciek
R., Ostrołęka.
fragm.
książki "Siewcy kąkolu"
|