ŚWIADKOWIE JEHOWY WOBEC WYKLUCZONYCH
Przede wszystkim, i to wypada powiedzieć na samym początku, wykluczeni z organizacji świadkowie przestają być dla pozostałych "braćmi". Z chwilą wykluczenia stają się oni jakby "umarli za życia", prawie nieistniejący.
Istnieje pewna niepisana zasada że wykluczonego traktuje się znacznie
gorzej niż niewierzącego. Każdego roku w naszym kraju 3,5 tys. osób odchodzi z szeregów
społeczności świadków. Borykają się oni z szykanami i potępieniem
ze strony tych członków którzy przynależą do organizacji. Przechodzący
obok świadek Jehowy ma się tak zachować, jakby wykluczonego brata w ogóle
nie zauważał. Zabronione jest więc nawet ich pozdrawianie na ulicy. Nic dziwnego, skoro uważa się ich za zdrajców, odszczepieńców i przyrównuje do świń, które raz "umyte" w organizacji, powróciły z powrotem do błota, czyli do "złego systemu tego świata", rządzonego przez szatana.
Spotkania wyłączonych świadków z ich niedawnymi "braćmi", jest z pewnością przykre dla obu stron, ale czasami może być zabawne. Wypada nam ponownie odwołać się do jednego ze świadectw p. Edmunda N., które tym razem oparte zostało na jego szczególnie osobistych, a zarazem niezwykłych przeżyciach:
"Moje nazwisko też [jako osoby wykluczonej i "niebezpiecznej" dla organizacji] obeszło kilka razy Polskę, że w zborach świadków Jehowy jestem bardzo niebezpieczny dla organizacji; jestem tym, o którym mówił św. Piotr, że jak świnia wraca do gnoju swego. Już wszyscy do mnie nie mówią dzień dobry, już nie kłaniają się, a nawet mają nakaz, jeżeli jadę autobusem, to on musi wysiąść. On musi wysiąść, choćby się nie wiem jak spieszył. Ja mówię, słuchaj, nie wychodź, ja zaraz wysiadam, na następnym, bo ja znam ich mentalność, tak się boją, że ktoś zobaczy, że on ze mną rozmawia, wówczas czeka go sąd starszych. (...) Ja psuję im krew niesamowicie. Jeden ze świadków Jehowy jest introligatorem i ma własną pracownię, gdzie przyjmuje książki do oprawy. Nie wolno mu nie przyjąć książki do oprawy, którą ktoś przyniesie. Był przypadek, gdy ja wszedłem, to jeden z nich zemdlał i przewrócił się. Ja wyciągam z walizki różne książki i pytam, co ci się stało, co ci jest, czemu ci się ręce trzęsą? Odpowiedzi żadnej. Ja im przynoszę różne ciekawe opracowania sądząc, że może oni z ciekawości poczytają, lecz oni się boją, mają bowiem niesamowite komitety sądownicze. Oni muszą wyznać na kolanach, czy on to 'I czytał, czy nie czytał. Jeżeli on to czytał, to trzeba go odizolować od następnych z grupy, bo on może przekazać, to czym się zaraził. Nawet do tego stopnia, że odłącza się cały zbór, uważając, że jest to osadnik skażony. Ogłasza się w innych zborach 'i i wówczas nie mogą się łączyć. Jest to tak rygorystyczne. Moje nazwisko nie tylko było w polskich zborach, ale też za granicą ogłoszone i ja swą działalność właściwie mam ograniczoną, ale wiem z kolei, że jeżeli wysyłam list, a na kopercie umieszczone jest nazwisko moje jako nadawcy - list w większości przypadków nie dotrze do adresata - giną przesyłki i listy. Wielu świadków Jehowy zmienia zawody na doręczycieli, bowiem mają szerszy dostęp do siania kąkolu. Są też odważniejsi, którzy przychodzą do mnie, którzy jednak czytają. Przychodzą pod osłoną nocy, ale musi być pewny. Umówiło się niedawno pewne małżeństwo, że przyjdzie do nas. Przyszła tylko ona, pytam, a gdzie mąż? - Myśmy szli, i tam ktoś za nami szedł i on wskoczył w krzaki, jak ten przejdzie, to on dopiero przyjdzie" (TK 27-28).
Podobny osobisty dramat odrzucenia ze strony świadków, co więcej, niechęci w kręgu własnej rodziny, przeżył p. Kazimierz B. On również złożył publiczne świadectwo w Niepokalanowie, opublikowane później w książce Tadeusza Kundy. Z tego jego dosyć obszernego świadectwa, przytaczamy tu kilka interesujących nas wyjątków:
"Kiedy opuszczałem organizację, myślałem, że jestem jedynym człowiekiem, że mnie to tak się udzieliło. Obecnie, kiedy spotykam coraz więcej braci, jak Edmund i inni, którzy po 20, 30 i 38 lat byli w niewoli `Strażnicy' i swoje świadectwa potrafili opisać w książkach, więc widać w tym, że osobisty dramat za każdym człowiekiem stoi. Za moją osobą też taki dramat stał. Po prostu, kiedy trucizna nauki świadków Jehowy truła moją duszę, już w rodzinie pozostałem sam. Często mnie wrogo nastawiano do własnej rodziny. Mówili, to już nie jest rodzina, to są trupy chodzące, którzy zginą w Armagedonie. Bracia i siostry, rodziną są tylko ci, którzy są w zborze. Powołują się na tekst Mateusza, że choćbyś stracił braci, siostry, ojca, matkę, w przyszłym świecie zyskasz tam braci tysiąc. Jeśli kiedykolwiek dalszą czy bliższą rodzinę się odwiedziło, to było to poczytane jako bałwochwalstwo, że tego nie wolno, tamtego nie wolno, tylko to co każe `Strażnica'. A jeżeli ci w czymś przeszkadzają, czy dokuczają, to mówili tak: ŤPrzecież w Biblii masz napisane, że z takimi nawet nie jadajcie (1 Kor 5, I1)ť. Więc do tego dochodziło, że nawet z żoną i synem przy stole jednym nie jadałem. (...) Mówią o mnie [świadkowie], że jestem krukiem, który chodzi i dziobie, gdy my siejemy. A ja się pytam, co siejecie, zasiewajcie ziarno dobre, to i owoc wyda dobry. (...) Mieszkam w małym miasteczku, dużo osób mnie zna, więc mam taki autoportret zrobiony, że uważajcie ten człowiek jest bardzo niebezpieczny, chodzi z grzechem i każdy członek, który na niego patrzy, to tak jakby te grzechy na niego przechodziły. Śmieszne? Ale kiedy idę ulicą, widzę idzie świadek Jehowy, patrzę już jest na drugiej stronie ulicy. Niestety, takie metody są stosowane. Na drugą stronę, żeby po prostu na mnie nie patrzył, żeby czasem tych moich grzechów na siebie nie wziął" (TK 29-33).
Podobnych świadectw, jak te dwa przytoczone wyżej, znanych jest wiele. Z niektórymi z nich możemy zapoznać się przeglądając pismo "Effatha", wydawane przez Siostry Służebnice Słowa Bożego od 1990. Niestety, to cenne pismo przestało się już ukazywać. Za to w jego miejsce ukazało się nowe pt. "Sekty i Fakty. Ogólnopolski kwartalnik informacyjno-profilaktyczny", którego pierwszy numer ukazał się w ub. roku (1998). W numerze tym wiele miejsca poświęcono świadkom Jehowy. To nowe pismo, fachowo redagowane, powinno znaleźć wielu czytelników.
Materiał z książki "Świadkowie Jehowy od wewnątrz" O.Elizeusza Bagińskiego OCD.