Sieją przewrotne doktryny
Pragnę
Panu [mowa o p. Tadeuszu Kundzie] pokrótce opisać
historię, która z pozoru może jest banalna, ale
chciałbym, żeby była przestrogą dla innych
ludzi. Otóż ponad 5 lat temu świadkowie Jehowy
zapukali do moich drzwi. Kilkakrotnie żona moja,
Teresa, zbywała ich, ale ja przytłoczony
cierpieniami duchowymi, problemami zdrowotnymi
oraz sytuacją w kraju, nie widząc sensu życia,
postanowiłem ich posłuchać. Świadkowie Jehowy
to dobrzy psycholodzy, bazujący głównie na
problemach życia codziennego, byli wytrwali i w
końcu znaleźli u mnie podatny grunt, gdyż moje
cierpienia, załamanie, zachwiało potężnie moją
wiarę katolicką.
Zgodziłem
się na zaprowadzenie u mnie tak zwanego studium
biblijnego. Świadkowie Jehowy roztaczali przede
mną wspaniałą wizję życia wiecznego na
rajskiej ziemi. Zapewniali, że już w niedługim
czasie Bóg usunie wszelkie zło i usunie inne
religie, a tylko świadkowie Jehowy wejdą do
nowego świata, w którym zapanuje pokój. Cytaty
jakie przytaczali ze swoich publikacji, takich jak
"Strażnica" i "Przebudźcie się!",
znajdowały jakby potwierdzenie w Piśmie świętym.
Nauki te były tak sugestywne, iż uwierzyłem, że
znalazłem swoją drogę do zbawienia. Po skończonym
studium, które odbywało się raz w tygodniu i
trwało 1 godzinę, zawsze był czas na luźną
rozmowę. Ludzie, którzy do mnie przychodzili,
byli zawsze bardzo mili, serdeczni, przejawiali duże
zainteresowanie moimi problemami. W ciężkich
chwilach ofiarowali swoją pomoc i uwierzyłem, że
nareszcie znalazłem przyjaciół. Jakież to było
bardzo obłudne i fałszywe, dopiero teraz
zrozumiałem. Pragnę też Pana poinformować, że
w czasie takich rozmów, w delikatny sposób,
mimochodem, ale zawsze mieli coś negatywnego do
powiedzenia na temat księży, Kościoła lub
Papieża . Spytano mnie kiedyś, czy wiem, co
znaczy słowo "parafianin" - nie wiedziałem,
więc ze słownika wyrazów obcych przeczytano mi
to, co cytuję: "Parafianin - to człowiek
parafii, przestarzale - człowiek bez ogłady,
wykształcenia, zacofany i ograniczony".
Koniec cytatu. Cóż, taki się też poczułem,
gdyż moja wiedza religijna była minimalna. Po 2
lub 3 miesiącach studiowania książki wydanej
przez świadków Jehowy pod tytułem Będziesz mógł
żyć wiecznie w raju na ziemi, zaczęto
delikatnie naciskać na mnie, jak i na żonę, by
przyłączyła się do studium. Sugerowano też,
że koniec świata jest bliski. Kiedy nastąpi
Armagedon, ja wejdę do nowego świata, a moja żona
zginie. Tak też zaczęliśmy studiować obydwoje
z żoną, a po pewnym czasie przyłączyła się
do nas moja córka. Zaczęliśmy uczestniczyć w
zebraniach w tzw. Sali Królestwa; czytać tak jak
nam sugerowano tylko i wyłącznie wydawnictwa świadków
Jehowy; pozbyliśmy się z domu wszystkich obrazów
świętych, wizerunków Jezusa Chrystusa, Maryi
oraz krzyża, gdyż to w oczach świadków Jehowy
było bałwochwalstwem. Oboje z żoną i córką
nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, ale tak
ukierunkowano nasz tok myślenia i postępowania,
że można śmiało powiedzieć, że robiono nam
pomału, ale systematycznie, pranie mózgu.
Pozbyliśmy się również z domu książek, a
muszę Panu powiedzieć, że mieliśmy piękną
domową bibliotekę z klasyką i beletrystyką:
dzieła Sienkiewicza, Bunscha, Kraszewskiego oraz
innych uznanych pisarzy. Czytaliśmy tylko to, co
otrzymaliśmy od świadków. Artykuły narzucone
odgórnie, nie wiadomo przez kogo napisane, bo
nigdy nie były przez nikogo podpisane, były
anonimowe. Zerwaliśmy też wszelkie kontakty z
rodziną.
Ciągle
wspominano, że czas końca jest bliski.
Naciskano, żebyśmy zaczęli głosić drugim o Królestwie
Bożym, pomimo że nasza wiedza była minimalna.
Ale do głoszenia od drzwi do drzwi zawsze
chodziliśmy z doświadczonym głosicielem.
Naciskano również, żebyśmy przyjęli symbole,
to znaczy chrzest. Ja zrobiłem to pierwszy, żona
z córką ciągle się wahały, ale po pewnym
czasie i one zostały ochrzczone. Zapyta Pan, czy
moje życie i mojej rodziny stało się szczęśliwsze,
beztroskie? Nie! Ciągle miałem jakieś wątpliwości,
miotały mną sprzeczne uczucia, ciągle mi czegoś
brakowało, zerwaliśmy wszystkie kontakty z
rodziną bliższą i dalszą, nie braliśmy udziału
w żadnych uroczystościach rodzinnych, ale zastępcza
rodzina "świadków" nam nie wystarczała.
W końcu to przecież obcy ludzie, ale wmawiano
nam, że stanowimy jedną rodzinę świadków
Jehowy.
Studiując
sam z żoną Pismo święte, przyłapywałem się
na tym, że wersety, które cytują świadkowie, są
wyrwane z kontekstu. Zacząłem porównywać Pismo
święte w wydaniu świadków Jehowy,
protestanckie oraz wydanie katolickie, i tą metodą
stwierdziłem, że Pismo święte świadków ma
wiele nieścisłości, dodanych wyrazów, przecinków,
które zmieniają sens całego zdania lub całego
tekstu. Kiedy rozmawiałem o tym ze starszymi
zboru, próbowano mi wmówić, że wszystko jest w
porządku, że tak powinno być.
Nie
starczyło by czasu, Panie Tadeuszu, bym przytoczył
wszystkie wątpliwości, które dręczyły mnie i
moją rodzinę, oraz omówienie ich, a więc o
Boskości Chrystusa, o nieśmiertelności duszy
ludzkiej, czy Maryja, Matka Boża jest zwykłą
kobietą (do takiej rangi zdegradowali ją świadkowie),
czy jest osobą świętą, czy istnieje piekło,
kwestia krzyża, tradycji chrześcijańskich i
wiele, wiele innych. W modlitwie prosiłem Boga o
jasność umysłu i zrozumienie, jak również o
pomoc Ducha Świętego. Ta misterna budowla, jaką
świadkowie starali się zbudować na mojej
niewiedzy, runęła w gruzy. Miłosierny,
Wszechmocny Bóg dał mnie, marnotrawnemu synowi,
szansę powrotu do Jego Chrystusowego Kościoła.
Tą szansę stworzyła mi nasza kuzynka, mocno
stojąca w wierze, która podsunęła nam Pana książki.
W chwili, kiedy wraz z rodziną podjęliśmy
decyzję o wystąpieniu z organizacji i
zakomunikowaliśmy to starszym zboru, zaczęły się
naciski. Próbowano wszelkimi sposobami zatrzymać
nas w organizacji. Proponowano nam, abyśmy przez
jakiś czas byli nieaktywnymi członkami, nie
chodzili do służby i nie brali żadnego udziału
w życiu zborowym, a tylko modlili się o pomoc do
Boga i czytali literaturę świadków, która pomoże
nam przetrwać kryzys. Argumenty moje na temat fałszywych
proroctw, czyli końcu świata, które tak często
przepowiadali, a które nie spełniały się,
zbywali wykrętami. Kolejnym argumentem było to,
iż czytając tej organizacji historię, dowiedziałem
się, iż świadkowie dawniej obchodzili święto
Bożego Narodzenia, symbolem też ich był krzyż
w koronie, który tak często widniał na okładce
"Strażnicy". W roku 1936 świadkowie
stwierdzili, że dostali nowe objawienie i
zamienili krzyż na pal. Każda zmiana przywódcy
tej organizacji niosła za sobą kolejne
"objawienia" i kolejne zmiany. Nie wiem,
na jakiej podstawie "prorocy" z
Brooklynu obliczyli, że tylko 144 tys. ludzi
wejdzie do nieba i że ten ostatek, który został,
liczy sobie około 6000 osób żyjących jeszcze
na ziemi. Powoływano się na werset Mt 24, 34.
A więc
czas jest bardzo bliski, gdyż pokolenie żyjące
od 1914 roku, jest już w bardzo podeszłym wieku,
[i] z chwilą, kiedy ostatni z nich umrze - nastąpi
Armagedon. Ponieważ kolejne proroctwo może się
nie spełnić, ci wspaniali "prorocy"
wymyślili nowe objawienie, które mieli przekazać
na łamach kolejnych "Strażnic". Będąc
w tym roku w Ustce, zostałem zaczepiony przez
kobietę świadka Jehowy, która proponowała mi
czasopisma. Odmówiłem i powiedziałem, że nie
chcę w ogóle rozmawiać ze świadkami, gdyż sam
byłem świadkiem i w kwietniu tegoż roku wystąpiłem
wraz z rodziną z organizacji. Wywiązała się między
nami dyskusja i kobieta ta sama przyznała, że
jest w trzecim pokoleniu [rodziny, która należy
do organizacji]. Już będący świadkiem jej
dziadek, w 1975 roku twierdził, że miał nastąpić
koniec świata. Pożegnał się z rodziną, poszedł
na miejsce zbiórki, bo miał być żywcem wzięty
do nieba. Nie było żadnego cudu, dziadek wrócił
nad ranem do domu. Ale u świadków jest ślepe
posłuszeństwo i w Brooklynie wykręcili się, że
nastąpi nowe objawienie. Rozmowa ze mną dała
jej dużo do myślenia, a zwłaszcza [gdy] poprosiłem
ją, aby sobie przeczytała wersety z Księgi Powtórzonego
Prawa 18, 20-22, gdzie jest wyraźnie napisane, że
fałszywy prorok prorokuje, ale Bóg go nie posłał
i jego przewidywania się nie spełniają. Taki
[prorok] zasługuje na śmierć.
Miłość,
o której tak chętnie głoszą świadkowie, jest
bardzo obłudna i fałszywa. Z chwilą, kiedy wystąpiliśmy
z organizacji ludzie ci, a z niektórymi byliśmy
bardzo blisko, odwrócili się od nas, na ulicy na
nasz widok odwracają głowy, udają, że nas nie
widzą i nie znają, ludzie, którym nic złego
nie zrobiliśmy, a muszę Panu nadmienić, że nie
było żadnego biblijnego wykroczenia, żeby nas
tak traktować.
Za to
w Kościele, kiedy postanowiliśmy odnowić akt
wiary i powrócić jak te zbłąkane owieczki do
owczarni, zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie.
Mnie, moją żonę i córkę przy ołtarzu
przywitało aż 4 księży. Była uroczysta Msza,
którą celebrowało 4 księży z proboszczem na
czele. Zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie i z
radością. Było to wspaniałe przeżycie.
Większość
z nas, katolików śpi duchowo, nie śpią
natomiast świadkowie Jehowy oraz inne sekty. Sieją
przewrotne doktryny. Nie dajmy się wciągnąć.
Dziękujemy
Panu Bogu i Matce Bożej, że powołali tak
wspaniałych ludzi jak Pan, Panie Tadeuszu, i tak
pokierowali Pana krokami, iż potrafi Pan znaleźć
odpowiedź na zarzuty świadków Jehowy oraz
innych sekt.
Serdecznie
dziękujemy za okazaną pomoc. Szczęść Boże!
Teresa,
Lech N. i Beata M., Puławy.
fragm.
książki "Siewcy kąkolu"
|