ŚWIADECTWA
10 dni kontaktu ze Świadkami Jehowy
[...] Członkowie sekty nakręcani przez
Towarzystwo Strażnica z Brooklynu
nowojorskiego, chociaż przez jedyne 10 dni, ale
wywarli znaczący wpływ na moje życie.
Po licznych spotkaniach, w których
uczestniczyłem (kiedy to obrzydzano mi naszą
wiarę: "prano mózg"), byłem
zdruzgotany i rozbity, na krawędzi załamania,
nie wiedząc, co mam robić.
Zacząłem mimo wszystko poszukiwać jakiegoś
wyjścia. Zaczęło się to dziać wtedy, kiedy
moja dziewczyna udała się na częstochowską
pielgrzymkę. Kiedy zaś wróciła, usłyszawszy
ode mnie o wszystkim, oddała głos swojej koleżance,
która dostarczyła mi Pańską książkę
[chodzi o książkę, o której będzie mowa
dalej]. A było to w sierpniu 1988 roku. Od
tamtej pory rozpocząłem częste czytanie
Biblii, połączone z jej szczegółowym
studiowaniem, rozdział po rozdziale. Pragnę
teraz przedstawić szczegółowy opis tego, co
rozegrało się w ciągu owych 10 dni.
Był sierpień 1988 roku. Moja dziewczyna,
Agnieszka, z którą poznałem się 4 miesiące
wcześniej, przygotowywała się do pielgrzymki
na Jasną Górę. W dniu, gdy rozpoczynała się
pielgrzymka, po pożegnaniu z nią, udałem się
do domu. I chociaż nie znaliśmy się długo,
to jednak już wtedy zaczęło mi jej brakować.
Zazdrościłem jej bliskiego obcowania z Bogiem,
z tego też powodu powstała w moim sercu tęsknota
za Tym, Który nas kocha i Który pozostał na
zawsze w naszych sercach. Tak się złożyło,
że następnego dnia, kiedy na przystanku
autobusowym oczekiwałem na autobus do pracy,
zauważyłem przy pobliskim bloku stojący
autokar, na którym widniał przyklejony od środka
plakat z napisem: "Kongres Świadków
Jehowy - Sprawiedliwość Boża" -
zaciekawiło mnie to. Tego samego dnia,
przypadkowo na weselu spotkałem mojego kolegę.
Tak się złożyło, że nasza rozmowa sprowadziła
się do tego, co zobaczyłem na szybie stojącego
autokaru. Okazało się, że mój kolega ma z
nimi kontakt i uczestniczył w pierwszych 2
dniach kongresu świadków Jehowy na warszawskim
stadionie dziesięciolecia. Podczas naszej
rozmowy kolega opowiedział mi o "wspaniałej
atmosferze", jaka między nimi panuje, tzn.
"uczciwość, miłość, wiara - to
atrybuty typowe dla nich" - tak mi tłumaczył.
I dodał, że następnego dnia tzn. w niedzielę,
odbędzie się ostatni dzień kongresu
"Sprawiedliwość Boża". "Jeśli
chcesz - powiedział mi - to można pojechać, z
Ostrołęki jadą 3 autokary". Jak wcześniej
napisałem, czułem wielki głód Boga, dlatego
chętnie przystałem na jego propozycję, nie
wiedząc zupełnie, w co się pakuję. Gdy następnego
dnia z rana dotarłem do tej grupy, wsiedliśmy
do autokaru i odjechaliśmy do Warszawy.
Dosłownie od razu obsiedli mnie i zaczęli
wykładać mi treść swojej nauki, wprowadzając
mnie w temat, a przy okazji wmawiając mi, że
Kościół Katolicki głosi naukę fałszywą,
pełną odstępstwa i grzechu, co jest sprzeczne
z treścią Biblii. Przez cały dzień kongresu
(kiedy już się tam znalazłem) przenikała
mnie "idea" ich społeczności.
Przekonywali mnie (w telegraficznym skrócie),
że żyjemy w dniach ostatnich, i jeśli ktoś
nie przyjmie ich nauki, to zostanie zgładzony
przez Jehowę, tak jak cały świat, w którym
żyjemy.
Doskonale posługując się wyrwanymi z
kontekstu wersetami Ksiąg świętych,
przekonywali mnie o prawdziwości swojej nauki.
Potrafili perswazyjnie wzbudzić we mnie
zainteresowanie swoją nauką, a zwłaszcza
czasopismami "Strażnica" i
"Przebudźcie się!" Przytaczając mi
niechlubne fakty z historii Kościoła
Katolickiego, potrafili doskonale obrzydzić mi
jego naukę i wspólnotę, jednocześnie siebie
ukazując w pięknym świetle, jako nieskalanych
grzechem i okrutnie "prześladowanych przez
świat" głosicieli najprawdziwszej nauki:
dosłownie jako "męczenników za wiarę..."
Po kolejnych spotkaniach (już po kongresie),
miałem straszliwie "wyprany" mózg.
Byłem rozbity wewnętrznie, na granicy załamania.
Strasznie cierpiałem, kiedy już [nie] znajdowałem
się pod ich wpływem. Kilkakrotnie myślałem o
samobójstwie, a nocami zanosiłem się od płaczu.
Później coś mnie tknęło, żeby się modlić:
"Boże! Błagam Cię, daj mi Cię poznać
takim, jakim jesteś naprawdę". Doskonale
pamiętam, jak obrzydzali mi kult krzyży,
"obrazków" [świętych wizerunków],
nawiązując do starotestamentowych bałwochwalczych
kultów Baala i Molocha, których dopuszczali się
Żydzi, odstępujący od prawdziwej wiary w
Jahwe. Prawdy wiary, o jakich mi mówili, tzn.:
że Jezus nie jest Bogiem; że Trójca Św. w ogóle
nie istnieje [a] Duch Święty nie jest Osobą;
[że] dusza ludzka umiera wraz z ciałem...,
itp. To zaprzeczenie prawdom wiary przyprawiało
mnie o zawrót głowy, wprawiając w przerażenie
na myśl, że to, w co do tej pory wierzyłem,
było po prostu kłamstwem. Jednego razu mój
kolega (w czasie spotkania) opowiedział o tym,
jak syn pewnego kościelnego, będąc w trudnej
sytuacji, a nawet bardzo [trudnej], napuścił
sobie do wanny wody i podciął sobie żyły.
To, co zauważyłem wtedy, po prostu mnie
przeraziło: parsknęli śmiechem, jakby ktoś
opowiedział im "mocny" dowcip. Już
wtedy zauważyłem [u nich] dwie wielkie
sprzeczności. Gdy teraz spojrzę na to wszystko
z góry [tzn. z dystansu], to odnoszę wrażenie,
że za tymi ludźmi stoi jakaś dziwna,
tajemnicza, demoniczna siła, która nimi
kieruje.
Strasznie upływały mi te dni, kiedy
rozgrywały się te wydarzenia. Wreszcie po 10
dniach oczekiwania, wróciła z pielgrzymki moja
dziewczyna, Agnieszka. Gdy opowiedziałem jej o
wszystkim, skutek był taki, że była bardzo,
bardzo smutna i powiedziała mi, że zaprosi
swoją koleżankę, aby ona "otworzyła mi
oczy" na ich naukę.
3 dni później, jej koleżanka, Beata,
przychodząc na spotkanie ze mną, przyniosła
napisaną przez Pana książkę pt. Pismo Święte
przeczy nauce świadków Jehowy. Co prawda z
oporami, ale przyjąłem tę książkę do
przeczytania. I rzecz dziwna, kiedy zacząłem ją
czytać widząc naukę Biblii w prawdziwym świetle,
poczułem, że zaczynam stawać na nogi i
uwalniać się od mylnych przekonań, jakie już
się we mnie zakorzeniły.
Po przeczytaniu całej książki, poczułem
się naprawdę wolnym człowiekiem, a to, co
wydarzyło się, przyczyniło się do tego, że
zacząłem studiować Księgi święte Starego i
Nowego Testamentu...
Maciek R., Ostrołęka.
"Jestem w jej oczach niewierzącym"
Kto dał świadkom Jehowy moralne prawo do
rozbijania rodzin? Co ja mam zrobić, gdy żona
moja została świadkiem Jehowy? Przez ostatnie
dwa lata wciąż muszę z nią walczyć o to, w
jakim duchu mają być wychowywane nasze dzieci.
Ze swoich zebrań z "Sali Królestwa"
przynosi coraz to nowe twierdzenia, często są
to cytaty z Pisma Świętego, które ją
ustawiają przeciwko mnie. Ja, wierzący i
praktykujący katolik, jestem w jej oczach
niewierzącym. Śmie nawet cytować mi Apostoła
Pawła: "Uświęca się bowiem mąż
niewierzący dzięki swej żonie" (1 Kor 7,
14), tłumacząc mi, że ona nasz związek uświęca
i ma prawo do przekazywania swojej wiary. Żaden
z moich argumentów nie ma w jej oczach
jakiejkolwiek wartości. Żona uważa, że ma
jedyną rację, i wszystko, co przeczytała w
"Strażnicy", jest dla niej dogmatem.
Moje argumenty zbija cytatem z Pisma Świętego
albo tym, czego się nauczyła ze "Strażnicy",
a gdy jedno lub drugie da się obalić, ona i
tak wie, że ma rację. Już nie wiem, co robić.
Jestem cały obolały i cierpiący. Przecież to
wszystko dzieje się w moim małżeństwie i w
mojej rodzinie, w moim mieszkaniu. Wywalczyłem
sobie prawo do wychowania dzieci w wierze
katolickiej, w której przecież wzięliśmy ślub.
Ale jest to rozwiązanie siłowe, a żona
przecież i tak będzie przemycała dzieciom
swoją naukę. Zresztą otwarcie twierdzi, że
czeka na ich pełnoletność. Proszę mi wierzyć,
że chwilami już nie mam siły i najchętniej
wziąłbym rozwód. Przed takim rozwiązaniem
powstrzymuje mnie moja wiara, miłość do
dzieci i żony - bo przecież nadal ich kocham
(ona też deklaruje swoją miłość) - a także
obowiązek właściwego wychowania moich dzieci.
Jednak bardzo się boję, że nie udźwignę już
tego krzyża i że w końcu rzeczywiście się
rozwiodę. [...]
Efektem tych wszystkich zdarzeń jest nerwica
serca i rodząca się obsesja na punkcie świadków
Jehowy. [...]
Proszę, aby ten list był przestrogą dla całej
wspólnoty wierzących w Kościele, i nie tylko
w Kościele katolickim. Nie chcę, aby to, co
mnie dotknęło, było udziałem innych ludzi.
Codziennie przebaczam i staram się przebaczać
sprawcom mojej udręki (znam ich osobiście) i
uszanować ich w miłości bliźniego, ale
nienawiść i żółć też się wylewa, a wtedy
wszystko odżywa na nowo.
"Bogiem tatusia jest szatan"
Pragnę podzielić się problemami, które głęboko
leżą w moim sercu. Dziękuję za modlitwy w
intencji mojej żony - świadka Jehowy. Myślę,
że życie przy boku kogoś z organizacji Strażnica,
oprócz cierpień, jest też cennym doświadczeniem.
Mnie osobiście dało to bardzo dużo. Po
pierwsze: sięgnąłem po Biblię zaintrygowany
wypowiedziami świadków Jehowy. Po drugie:
ogromna chęć udowodnienia im błędów i fałszerstw
sprawiła, że sam głęboko zacząłem rozważać
teksty święte. Dopiero teraz widzę bogactwo
przesłań Jezusowych, sens dogmatów wiary,
rzeczywistość sakramentów, mnogość darów
Eucharystii. Po trzecie: życie katolika, to nie
tylko chodzenie do Kościoła, ale głoszenie i
świadczenie, odważne świadczenie o Jezusie
wszędzie, gdzie jesteśmy: w sklepie, na ulicy,
w pracy. Po czwarte: to świadkowie Jehowy swym
ciągłym atakowaniem i poniżaniem Matki Bożej,
zmusili mnie do rozmyślań. Skutek jest taki:
oddałem się osobiście pod Jej opiekę. Chcę
Jej macierzyńskiego ciepła, niech w prośbach
swoich wstawia się u Swego Syna, bo któż zna
Go lepiej, jak Matka. To Ona cierpiała wspólnie
pod krzyżem, to Ona była wierna Jezusowi do końca,
to Ona objawiła się w Lourdes, Fatimie,
Gietrzwałdzie, a teraz w Medjugorie, to Ona
wzywa do modlitwy i pokuty. Teraz wiem, jak byłem
biedny bez Niej. Po piąte: od dwóch lat
uczestniczę w spotkaniach grupy modlitewnej,
prowadzonej przez dwóch wspaniałych księży.
Tej radości nie da się po prostu opisać. Jak
dobrze jest wspólnie wielbić Boga. Reasumując:
odpowiedź na to wszystko może być jedna - Pan
Jezus mnie kocha, pragnie, abym stał się żywy
w żywym Jego Kościele. Nagina On moją pychę,
lenistwo... i sam jeszcze nie wiem co, bym szedł
i siał ziarno Jego Ewangelii. Z tego miejsca
gorący apel do wszystkich ludzi będących w
rozpaczy, a których najbliżsi wstąpili do
organizacji Strażnica (czytałem o takich
nieszczęściach w "Effacie"). Nie załamujcie
rąk, Pan Jezus to wszystko widzi, a skoro
pozwala, by świadkowie Jehowy obrażali Go, to
znaczy, że chce się nimi posłużyć dla nawrócenia
wielu. Hiob też stracił wszystko, co miał na
ziemi, a potem to odzyskał z woli Bożej. To
prawda, że serce pęka na taki widok, gdy dwie
moje córki (4 i 6 lat) mówią: "Bogiem
tatusia jest szatan" i chcą chodzić z
mamusią na zebrania świadków. Kiedy poszedłem
z nimi do kościoła - nie uklękły ze mną i
nie przeżegnały się, a po wieczornej
modlitwie, młodsza dumnie powiedziała:
"Ja i tak do Jehowy się modliłam".
Moja odpowiedź na to wszystko brzmi: "Bądź
wola Twoja, Panie!" Ja i tak będę je
kochał do końca, jak Chrystus kocha swój Kościół.
Stwierdzam, że świadkowie są wielkim nieszczęściem
dla całej ludzkości, lecz - poprzez cudowny
plan Boży, może dla mnie i dla wielu staną się
błogosławieństwem? Chwała Chrystusowi za każde
doświadczenie.
Lech S., Olsztyn.
Opętali mego syna i córkę
Chcę, aby tragedia, którą przeżyłam,
dotarła do rodziców i ich pociech - ku
przestrodze. W życiu przeszłam niejedno, ale
zawsze myślałam i wierzę, że Pan Jezus
cierpiał bardziej i pocieszałam samą siebie.
1 lipca 1992 r. mój syn Maciej skoczył do
wody na głowę. Nieudany skok - paraliż
czterech kończyn. Lekarze walczyli o jego życie,
ja natomiast szukałam ratunku u Boga i Matki
Boskiej. Maciejowi lekarze dawali 2 tygodnie życia.
Poświęciłam się całkowicie modlitwie.
Przyjmowałam codziennie Komunię Św.
Przywieziono mi z Lichenia wodę i opłatek dla
chorych. Podzieliłam innych chorych i syna tym
opłatkiem, dawałam mu do picia tę wodę i
pocierałam mu nią ręce i nogi. Stał się cud
- Maciej przeżył. Kryzys minął - powracał
do zdrowia. Jednak był załamany psychicznie.
Starałam się mu pomóc i przekonać, że wiara
czyni cuda, aby uwierzył, że wyzdrowieje. Był
dobrym synem i katolikiem, w szpitalu przyjmował
Komunię Św. Za jego zdrowie oddałabym swoje
życie bez chwili wahania. Przyrzekłam
ordynatorowi, że nigdy przy Maćku nie zapłaczę.
Tak było, lecz gdy wychodziłam ze szpitala, płakałam
na głos. Teraz, gdy to wspominam, zastanawiam
się, skąd miałam tyle siły, jak mogłam
pogodzić tyle obowiązków. Wiem - jestem
przekonana, że to łaska Boga. To On dodawał
mi siły, by wytrwać w tym nieszczęściu.
Po roku udałam się do lekarza, który leczył
Maćka - był zaskoczony postępami w leczeniu.
Zrobiliśmy zdjęcia rentgenowskie - okazało się,
że Maciej uzyskał 40% poprawy zdrowia. Lekarz
powiedział, że gotów jest uwierzyć w cuda.
Według jego wcześniejszych rokowań Maciej miał
nadawać się tylko do łóżka ortopedycznego,
a jest w stanie jeździć na sportowym wózku
inwalidzkim.
Po powrocie do domu, syna zaczęli odwiedzać
koledzy - w tym świadek Jehowy, który był
niegdyś naszym sąsiadem. Nie podejrzewałam,
aby świadkowie Jehowy mogli omotać mego syna.
Następną tragedią była śmierć mojego męża:
wyszedł do pracy i już nie wrócił. Utonął.
Kolejne załamanie. Zostałam sama z trojgiem
dzieci. Rozumieliśmy się jednak i pocieszaliśmy
wzajemnie. Tego ciepła i harmonii teraz mi
brakuje. Nadal pracowałam, pomimo tego, że
jestem na rencie chorobowej. Nie mogłam dopuścić,
aby czegoś brakowało moim dzieciom. Poświęciłam
się dla nich całkowicie. Skończyłam też
kurs samochodowy, aby w razie potrzeby móc wozić
mego syna. Nie chciałam być od nikogo zależna.
To wszystko robiłam dla nich, bo sądziłam, że
kiedyś zostanie to docenione. Niestety spotkało
mnie wielkie rozczarowanie.
Po tylu poświęceniach zostałam odtrącona
przez Maćka i swą córkę Kasię (która także
zamierza zostać świadkiem Jehowy). Stało się
to potajemnie - zostali opętani przez sektę świadków
Jehowy. Moje słowa i uczucia przestały mieć
dla nich jakiekolwiek znaczenie. Zniszczyli książeczki
do nabożeństwa, różańce - nie tylko swoje,
ale także moje, męża i starszego syna. Maciek
powiedział mi też, że swój krzyż od
bierzmowania wyrzucił do kosza na śmieci.
Bardzo rozpaczałam, że wyrządzili mi taką
krzywdę - byłam bliska obłędu. Prosiłam
Katarzynę, aby posprzątała grób ojca, ale
nie zrobiła tego, bo na cmentarzu są krzyże.
Mimo że źle się czułam, musiałam zrobić to
sama. Nad grobem męża ogarnął mnie żal i
rozpłakałam się. Gdyby żył, nie dopuściłby
do tego. Prosiłam go w myślach o radę: jak
mam dalej żyć? Psychicznie załamana, wróciłam
do czterech ścian i położyłam się, aby
odpocząć, bo upały i zmęczenie dały o sobie
znać. Po krótkim odpoczynku wstałam i upadłam.
Straciłam przytomność. Mam kłopoty z sercem,
więc w pierwszej chwili sądziłam, że to
serce. Okropny ból w klatce piersiowej i rozległy
siniak na nodze. Sama jak kołek w płocie -
nikogo, kto mógłby udzielić pomocy. Okazało
się, że mam pęknięte żebro. Żadnej litości
i współczucia ze strony Macieja i Katarzyny -
mają swoich "braci" i
"siostry" - świadków Jehowy, ja
jestem im nie potrzebna. Zaczęły się dziać
dziwne rzeczy: syn chciał mi pokazać, jak łamie
się obrazy na mojej głowie. Zaczęłam płakać.
W nerwach powiedziałam, że dobrze, że ma bezwładne
nogi, to nie będzie mógł podeptać krzyża.
Odparł, że może po nim pojeździć kołami.
Zastanawiałam się, co jeszcze ci ludzie mogą
mi zrobić, aby doprowadzić mnie do obłędu.
Pewnej nocy miałam sen: przyśnił mi się mój
mąż. Wyszedł z mgły ubrany w biały habit,
przepasany brązowym sznurem - ręce trzymał w
rękawach. Powiedział mi, że zostałam na
ziemi, bo mam dużo do zrobienia, że nie mam
prawa załamać się, że muszę walczyć. Słyszałam
oddalający się głos: "Walcz, walcz,
jesteś silna! Walcz!" Ten sen bardzo mi
pomógł. Nie poddam się i będę walczyć z tą
sektą, gdyż uważam, że są to źli ludzie.
Myślę, że skrzywdzili nie tylko mnie, ale także
moje dzieci, bo ich serca zamieniły się w głazy.
A. S., Augustów.
"Teraz już wiem, co znaczy
Antychryst i jego nauka"
[...] Moja mama chodziła co tydzień do
Komunii, prawie co dzień do kościoła, jeździła
w pielgrzymkach nawet do Lichenia itp. Gdy zetknęła
się ze świadkami Jehowy, bluźni na wszystko,
co święte, aż krew we mnie kipi. Wszystko, co
święte wyrzuca, pali, ściąga, zaprzecza i
bluźni. Aż do momentu, gdy ściągnęła krzyżyk
ze ściany. Dość tego! Krzyża z serca mego
nie usunie. Byłem spokojny, ale do czasu, czy
my jesteśmy zwierzętami? Bez wiary! Mówi, że
wszystkie obrazy i krzyż to bałwany. Aż wstyd
powtarzać, ale wybaczcie mi to.
Ciągle mówi Babilon, Armagedon, Potop itp.
Teraz już wiem, co znaczy Antychryst i jego
nauka. Dość długo szukałem właśnie takiej
książki, oprowadzającej po Piśmie św.,
ponieważ sam czytałem coś i 10 razy, ale
dopiero po przeczytaniu Waszej książki [chodzi
o książkę: Pismo Święte przeczy nauce świadków
Jehowy] uświadomiłem sobie odpowiedź na
zarzut i upewniłem się o zgodności z nauką
Kościoła. Cały wic polega na tym, że księża
na kazaniach (młodzi) mówią, że świadkowie
postępują właściwie (dobrze się odnoszą).
Wyciągam wniosek, że księża nie są należycie
szkoleni. Na parafii jest obecnie po 3-5 księży
i to wszystko jest obojętne, czekają, aż świadkowie
ściągną Krzyż z kościoła lub naplują księżom
w twarz. Pamiętam, jak babcia mi mówiła
dawniej, [że] jak się zjawili, to chłopi ich
przegnali, a obecnie księża mówią, bierzcie
z nich przykład. (Jakbym nie słyszał, to bym
nie pisał). Dość długo szukałem właśnie
takiej książki. Czy my nie zauważamy, że pełne
są stadiony, tak że to nie jest problem
marginesowy, lecz społeczny, bo jest ich
obecnie tysiące, a jutro będą miliony. Sekta
ta pochodzi z Zachodu, a tam wszystko jest
biznesem, są nawet w stanie wmówić koniec świata.
Zająć majątki i upozorować samobójstwo lub
inne nieszczęście, jak to było już w
puszczach Gujany itp. Rozmawiałem ze
sprzedawczynią w Katowicach, to mówi, że
nawet księża się pytają o podobne książki,
które obejmowałyby zarzuty i odpowiedzi...
Henryk B., Chorzów.
Sieją przewrotne doktryny
Pragnę Panu [mowa o p. Tadeuszu Kundzie]
pokrótce opisać historię, która z pozoru może
jest banalna, ale chciałbym, żeby była
przestrogą dla innych ludzi. Otóż ponad 5 lat
temu świadkowie Jehowy zapukali do moich drzwi.
Kilkakrotnie żona moja, Teresa, zbywała ich,
ale ja przytłoczony cierpieniami duchowymi,
problemami zdrowotnymi oraz sytuacją w kraju,
nie widząc sensu życia, postanowiłem ich posłuchać.
Świadkowie Jehowy to dobrzy psycholodzy, bazujący
głównie na problemach życia codziennego, byli
wytrwali i w końcu znaleźli u mnie podatny
grunt, gdyż moje cierpienia, załamanie,
zachwiało potężnie moją wiarę katolicką.
Zgodziłem się na zaprowadzenie u mnie tak
zwanego studium biblijnego. Świadkowie Jehowy
roztaczali przede mną wspaniałą wizję życia
wiecznego na rajskiej ziemi. Zapewniali, że już
w niedługim czasie Bóg usunie wszelkie zło i
usunie inne religie, a tylko świadkowie Jehowy
wejdą do nowego świata, w którym zapanuje pokój.
Cytaty jakie przytaczali ze swoich publikacji,
takich jak "Strażnica" i
"Przebudźcie się!", znajdowały
jakby potwierdzenie w Piśmie świętym. Nauki
te były tak sugestywne, iż uwierzyłem, że
znalazłem swoją drogę do zbawienia. Po skończonym
studium, które odbywało się raz w tygodniu i
trwało 1 godzinę, zawsze był czas na luźną
rozmowę. Ludzie, którzy do mnie przychodzili,
byli zawsze bardzo mili, serdeczni, przejawiali
duże zainteresowanie moimi problemami. W ciężkich
chwilach ofiarowali swoją pomoc i uwierzyłem,
że nareszcie znalazłem przyjaciół. Jakież
to było bardzo obłudne i fałszywe, dopiero
teraz zrozumiałem. Pragnę też Pana
poinformować, że w czasie takich rozmów, w
delikatny sposób, mimochodem, ale zawsze mieli
coś negatywnego do powiedzenia na temat księży,
Kościoła lub Papieża . Spytano mnie kiedyś,
czy wiem, co znaczy słowo
"parafianin" - nie wiedziałem, więc
ze słownika wyrazów obcych przeczytano mi to,
co cytuję: "Parafianin - to człowiek
parafii, przestarzale - człowiek bez ogłady,
wykształcenia, zacofany i ograniczony".
Koniec cytatu. Cóż, taki się też poczułem,
gdyż moja wiedza religijna była minimalna. Po
2 lub 3 miesiącach studiowania książki
wydanej przez świadków Jehowy pod tytułem Będziesz
mógł żyć wiecznie w raju na ziemi, zaczęto
delikatnie naciskać na mnie, jak i na żonę,
by przyłączyła się do studium. Sugerowano też,
że koniec świata jest bliski. Kiedy nastąpi
Armagedon, ja wejdę do nowego świata, a moja
żona zginie. Tak też zaczęliśmy studiować
obydwoje z żoną, a po pewnym czasie przyłączyła
się do nas moja córka. Zaczęliśmy
uczestniczyć w zebraniach w tzw. Sali Królestwa;
czytać tak jak nam sugerowano tylko i wyłącznie
wydawnictwa świadków Jehowy; pozbyliśmy się
z domu wszystkich obrazów świętych, wizerunków
Jezusa Chrystusa, Maryi oraz krzyża, gdyż to w
oczach świadków Jehowy było bałwochwalstwem.
Oboje z żoną i córką nie zdawaliśmy sobie
sprawy z tego, ale tak ukierunkowano nasz tok myślenia
i postępowania, że można śmiało powiedzieć,
że robiono nam pomału, ale systematycznie,
pranie mózgu. Pozbyliśmy się również z domu
książek, a muszę Panu powiedzieć, że mieliśmy
piękną domową bibliotekę z klasyką i
beletrystyką: dzieła Sienkiewicza, Bunscha,
Kraszewskiego oraz innych uznanych pisarzy.
Czytaliśmy tylko to, co otrzymaliśmy od świadków.
Artykuły narzucone odgórnie, nie wiadomo przez
kogo napisane, bo nigdy nie były przez nikogo
podpisane, były anonimowe. Zerwaliśmy też
wszelkie kontakty z rodziną.
Ciągle wspominano, że czas końca jest
bliski. Naciskano, żebyśmy zaczęli głosić
drugim o Królestwie Bożym, pomimo że nasza
wiedza była minimalna. Ale do głoszenia od
drzwi do drzwi zawsze chodziliśmy z doświadczonym
głosicielem. Naciskano również, żebyśmy
przyjęli symbole, to znaczy chrzest. Ja zrobiłem
to pierwszy, żona z córką ciągle się wahały,
ale po pewnym czasie i one zostały ochrzczone.
Zapyta Pan, czy moje życie i mojej rodziny stało
się szczęśliwsze, beztroskie? Nie! Ciągle
miałem jakieś wątpliwości, miotały mną
sprzeczne uczucia, ciągle mi czegoś brakowało,
zerwaliśmy wszystkie kontakty z rodziną bliższą
i dalszą, nie braliśmy udziału w żadnych
uroczystościach rodzinnych, ale zastępcza
rodzina "świadków" nam nie wystarczała.
W końcu to przecież obcy ludzie, ale wmawiano
nam, że stanowimy jedną rodzinę świadków
Jehowy.
Studiując sam z żoną Pismo święte, przyłapywałem
się na tym, że wersety, które cytują świadkowie,
są wyrwane z kontekstu. Zacząłem porównywać
Pismo święte w wydaniu świadków Jehowy,
protestanckie oraz wydanie katolickie, i tą
metodą stwierdziłem, że Pismo święte świadków
ma wiele nieścisłości, dodanych wyrazów,
przecinków, które zmieniają sens całego
zdania lub całego tekstu. Kiedy rozmawiałem o
tym ze starszymi zboru, próbowano mi wmówić,
że wszystko jest w porządku, że tak powinno
być.
Nie starczyło by czasu, Panie Tadeuszu, bym
przytoczył wszystkie wątpliwości, które dręczyły
mnie i moją rodzinę, oraz omówienie ich, a więc
o Boskości Chrystusa, o nieśmiertelności
duszy ludzkiej, czy Maryja, Matka Boża jest
zwykłą kobietą (do takiej rangi zdegradowali
ją świadkowie), czy jest osobą świętą, czy
istnieje piekło, kwestia krzyża, tradycji
chrześcijańskich i wiele, wiele innych. W
modlitwie prosiłem Boga o jasność umysłu i
zrozumienie, jak również o pomoc Ducha Świętego.
Ta misterna budowla, jaką świadkowie starali
się zbudować na mojej niewiedzy, runęła w
gruzy. Miłosierny, Wszechmocny Bóg dał mnie,
marnotrawnemu synowi, szansę powrotu do Jego
Chrystusowego Kościoła. Tą szansę stworzyła
mi nasza kuzynka, mocno stojąca w wierze, która
podsunęła nam Pana książki. W chwili, kiedy
wraz z rodziną podjęliśmy decyzję o wystąpieniu
z organizacji i zakomunikowaliśmy to starszym
zboru, zaczęły się naciski. Próbowano
wszelkimi sposobami zatrzymać nas w
organizacji. Proponowano nam, abyśmy przez jakiś
czas byli nieaktywnymi członkami, nie chodzili
do służby i nie brali żadnego udziału w życiu
zborowym, a tylko modlili się o pomoc do Boga i
czytali literaturę świadków, która pomoże
nam przetrwać kryzys. Argumenty moje na temat
fałszywych proroctw, czyli końcu świata, które
tak często przepowiadali, a które nie spełniały
się, zbywali wykrętami. Kolejnym argumentem było
to, iż czytając tej organizacji historię,
dowiedziałem się, iż świadkowie dawniej
obchodzili święto Bożego Narodzenia, symbolem
też ich był krzyż w koronie, który tak często
widniał na okładce "Strażnicy". W
roku 1936 świadkowie stwierdzili, że dostali
nowe objawienie i zamienili krzyż na pal. Każda
zmiana przywódcy tej organizacji niosła za sobą
kolejne "objawienia" i kolejne zmiany.
Nie wiem, na jakiej podstawie
"prorocy" z Brooklynu obliczyli, że
tylko 144 tys. ludzi wejdzie do nieba i że ten
ostatek, który został, liczy sobie około 6000
osób żyjących jeszcze na ziemi. Powoływano
się na werset Mt 24, 34.
A więc czas jest bardzo bliski, gdyż
pokolenie żyjące od 1914 roku, jest już w
bardzo podeszłym wieku, [i] z chwilą, kiedy
ostatni z nich umrze - nastąpi Armagedon.
Ponieważ kolejne proroctwo może się nie spełnić,
ci wspaniali "prorocy" wymyślili nowe
objawienie, które mieli przekazać na łamach
kolejnych "Strażnic". Będąc w tym
roku w Ustce, zostałem zaczepiony przez kobietę
świadka Jehowy, która proponowała mi
czasopisma. Odmówiłem i powiedziałem, że nie
chcę w ogóle rozmawiać ze świadkami, gdyż
sam byłem świadkiem i w kwietniu tegoż roku
wystąpiłem wraz z rodziną z organizacji. Wywiązała
się między nami dyskusja i kobieta ta sama
przyznała, że jest w trzecim pokoleniu
[rodziny, która należy do organizacji]. Już będący
świadkiem jej dziadek, w 1975 roku twierdził,
że miał nastąpić koniec świata. Pożegnał
się z rodziną, poszedł na miejsce zbiórki,
bo miał być żywcem wzięty do nieba. Nie było
żadnego cudu, dziadek wrócił nad ranem do
domu. Ale u świadków jest ślepe posłuszeństwo
i w Brooklynie wykręcili się, że nastąpi
nowe objawienie. Rozmowa ze mną dała jej dużo
do myślenia, a zwłaszcza [gdy] poprosiłem ją,
aby sobie przeczytała wersety z Księgi Powtórzonego
Prawa 18, 20-22, gdzie jest wyraźnie napisane,
że fałszywy prorok prorokuje, ale Bóg go nie
posłał i jego przewidywania się nie spełniają.
Taki [prorok] zasługuje na śmierć.
Miłość, o której tak chętnie głoszą świadkowie,
jest bardzo obłudna i fałszywa. Z chwilą,
kiedy wystąpiliśmy z organizacji ludzie ci, a
z niektórymi byliśmy bardzo blisko, odwrócili
się od nas, na ulicy na nasz widok odwracają głowy,
udają, że nas nie widzą i nie znają, ludzie,
którym nic złego nie zrobiliśmy, a muszę
Panu nadmienić, że nie było żadnego
biblijnego wykroczenia, żeby nas tak traktować.
Za to w Kościele, kiedy postanowiliśmy
odnowić akt wiary i powrócić jak te zbłąkane
owieczki do owczarni, zostaliśmy przyjęci
bardzo serdecznie. Mnie, moją żonę i córkę
przy ołtarzu przywitało aż 4 księży. Była
uroczysta Msza, którą celebrowało 4 księży
z proboszczem na czele. Zostaliśmy przyjęci
bardzo serdecznie i z radością. Było to
wspaniałe przeżycie.
Większość z nas, katolików śpi duchowo,
nie śpią natomiast świadkowie Jehowy oraz
inne sekty. Sieją przewrotne doktryny. Nie
dajmy się wciągnąć.
Dziękujemy Panu Bogu i Matce Bożej, że
powołali tak wspaniałych ludzi jak Pan, Panie
Tadeuszu, i tak pokierowali Pana krokami, iż
potrafi Pan znaleźć odpowiedź na zarzuty świadków
Jehowy oraz innych sekt.
Serdecznie dziękujemy za okazaną pomoc.
Szczęść Boże!
Teresa, Lech N. i
Beata M., Puławy.
"Opuściłem tę najbardziej
zakamuflowaną organizację szatana"
Tak się składa, że ja byłem świadkiem
Jehowy przez 27 lat. Dziś jestem najbardziej
szczęśliwym człowiekiem na ziemi, a to
dlatego, że 8 lat temu opuściłem tę
najbardziej zakamuflowaną organizację szatana.
Stwierdzam to z całą odpowiedzialnością .
Roman S. z Włocławka.
Przez 38 lat "produkowałem"
tzw. świadków Jehowy
Wszelkie moje oświadczenia na temat
organizacji świadków Jehowy są zarejestrowane
w Sądzie pod przysięgą i mają charakter
ostrzegawczy dla: w błąd wprowadzonych ofiar
"jutrzejszych", ofiar domów dla obłąkanych,
samobójców, rodzin zrujnowanych materialnie i
duchowo oraz innych tysiące, których Strażnica
uwiodła. Osobiście, ja sam przez 38 lat
"produkowałem" w Polsce i w Niemczech
tzw. świadków Jehowy, jako przewodniczący okręgu.
Żałuję tego i wszystkich przepraszam. Oby Bóg
raczył przebaczyć moją winę przez Jezusa
Chrystusa Syna Swojego.
Były świadek
Jehowy - Georg N., Duisburg.
"Byłem numerem statystycznym"
Drodzy Przyjaciele! Chciałoby się rzec:
"Kochani Bracia w Chrystusie!"
Dlaczego nie mogę tak powiedzieć? Ponieważ
mam obciążone sumienie, bo przecież występowałem
przeciwko Chrystusowi. Przemierzałem ulice,
miasta, wsie na terenie Polski. Głosiłem,
wtedy wydawało mi się, prawdę. Byłem nieraz
używany do zadań specjalnych. Jedno z takich
zadań, to były częste wyjazdy do Republik Związku
Radzieckiego, i tam przemycałem tę truciznę
Strażnicy, którą zaraziłem siebie i innych.
Ciężka i długa była droga do
Niepokalanowa, trwała 15 lat. Mój los, mój
terror, jaki przeżyłem w organizacji, jest
rzeczywiście doświadczeniem. Pewnego razu nie
poszedłem już na zebranie, pewnego dnia
postawiłem na swoim, nie tylko powiedziałem,
ale napisałem list, z którego treści brzmiało
jednoznacznie: występuję z organizacji. W
punktach podałem dlaczego.
Kochani, dziś radość wstąpiła do mego
serca, dziś czuję się tak, jak bym Pana Boga
za nogi złapał, ale obciążone sumienie jest
nadal. Bo to nieważne, że wyście mnie przyjęli
jako syna marnotrawnego i przyjęliście mnie
tutaj dzisiaj, nakarmili i gościcie, a nie
zlinczowaliście mnie. Ważne jest to, jakie ja
mam sumienie, i co Bóg myśli w tej sprawie.
[...]
Kiedy byłem i kiedy działałem w
organizacji, narobiłem wiele zła. Wtedy byłem
przekonany, że idę z Pismem św., a ja szedłem
ze "Strażnicą". Przekonanie moje
polegało na stwierdzeniu, że "Strażnica"
jest zgodna z Pismem św., ale stwierdzić tu
trzeba, że Pismo św. nie jest zgodne ze
"Strażnicą". Odnośniki ze
"Strażnicy" mówią nam, że
znajdujemy to w Piśmie św., ale wskazane treści
Pisma św. mówią nam zupełnie co innego, niż
sugeruje "Strażnica". To jest
mechanizm działający przez Brooklyn, to jest
synagoga szatana. Stwierdzam: Pismo św. mówi
wyraźnie, że szatan zamienia się w anioła światłości
[por. 2 Kor 11, 14]. Biblia podawana w ten sposób
przez "Strażnicę", jest zbiorową
hipnozą. Zbiorową, bo przecież opanowała 205
krajów [obecnie działają w 235]. Przed chwilą
słyszeliśmy, w jakim stopniu zarażone są
kraje, szczególnie Polska i Włochy [u nas jest
aktualnie ponad 124 tys. Świadków, we Włoszech
blisko 230 tys.].
Nawiązaliśmy kontakty z byłymi świadkami
Jehowy z terenów Grecji, Włoch, Niemiec, USA,
a ostatnio Czechosłowacji. Ci ludzie tak są
zniewoleni, tak są potargani, że końcem tego
wszystkiego jest często samobójstwo lub obłąkanie.
Notuje się bardzo dużo przypadków choroby
psychicznej. Dostaję tragiczne listy. [...]
Tak, to prawda. Tam działa pewien mechanizm.
Zaskakują szarego katolika na każdym kroku.
Nie wierzcie w to, że ci ludzie przekazują
prawdziwe wiadomości. Dzisiaj mówię każdemu,
że na nowo się uczę. Przecież ja byłem
zakodowany. Byłem numerem statystycznym. Znałem
tematy tylko powierzchownie i tymi tematami
operowałem. Dzisiaj powiem wam prawdę: wstyd
mi, że byłem w takiej organizacji. Kiedy
roztrząsam takie sprawy, jakieś tematy dotyczące
organizacji świadków Jehowy, to mi wstyd, że
ja w to kiedyś wierzyłem. To są tak płytkie
sprawy, łatwe do obalenia Pismem św. i logiką.
Bardzo mnie to ucieszyło, kiedy widziałem taką
silną grupę braci w Elblągu, którzy działają
i odwiedzają mieszkania świadków Jehowy. I z
Biblią w ręku obalają ich fałszywe nauki. To
jest coś fantastycznego. Ale takich pionierów
powinno być więcej. Ubolewam nad tym, że tu
na tym spotkaniu nie ma tych, którzy powinni być,
a szczególnie nie ma księży z tych miejscowości,
gdzie najwięcej jest zborów świadków Jehowy.
Księża na ogół nie mają czasu, zajęci
pracą administracyjną. Ja osobiście kilka
razy byłem w mojej miejscowości u księży.
Niestety, nie mieli czasu mnie wysłuchać. Nie
mieli czasu nawet przeczytać tego, co przyniosłem.
Chcę posłużyć się kilkoma takimi przykładami.
W organizacji świadków bardzo często posługiwano
się księżmi katolickimi. To znaczy adeptowi,
który wkroczył już na drogę Strażnicy, lecz
wahał się, mówiono: "Idź do księdza i
zapytaj, daj po prostu konkretne pytanie".
Wiadomą jest rzeczą, że ten ksiądz nie ma
czasu. I wtedy odbywało się to w ten sposób:
"Proszę księdza ja mam taką i taką
sprawę". "A jaką?" I on mówi:
"To z takimi głupotami przychodzisz do
mnie? Daj mi spokój, nie mam czasu". Już
był stracony, a dla Strażnicy pozyskany. Wtedy
się mówiło: "Widzisz? Ten ksiądz nigdy
ci na to pytanie nie odpowie".
Ja nie stwierdzam tu dzisiaj, że ten ksiądz
jest niewykształcony, że ten ksiądz jest na
niskim poziomie uduchowienia, nie, ja tylko mówię
to, że ten ksiądz nie potrafi wykorzystać
swojej elokwencji, swego wykształcenia do
rozmowy z tym sekciarzem. A on jest przecież
tym pasterzem, który powinien tej trzody
strzec. [...]
Dzisiaj, gdy jest mi wstyd, że byłem w
organizacji świadków i uwierzyłem w takie bałamutne
kłamstwa, na moje pocieszenie mam tylko to, że
przecież tylu ludzi jest mądrzejszych ode mnie
i oni również dali się zwieść. Są wśród
nich lekarze, profesorowie, są tam ludzie z
wielkim polotem - i dali się również omamić.
[...] W tym systemie świadek Jehowy nie może
przyjąć żadnej, dosłownie żadnej innej
nauki. Ja do tego stopnia byłem zniewolony, że
nawet pozwoliłem, aby świadkowie starsi doświadczeniem
spalili moją bibliotekę, bo w mojej bibliotece
były materiały nie pochodzące z Towarzystwa
Strażnica. Dzisiaj biblioteka moja jest na nowo
uzupełniana. I znów się wstydzę, że do tego
stopnia dałem się ogłupić. Dlaczego świadkowie
Jehowy tak łatwo trafiają do ludzi? Jak to się
dzieje? Na to trudno dać odpowiedź. Łatwiej
jest powiedzieć na przykład, jak trafiono do
mnie, do mojej żony. Jak to się stało? Do
jakiej rodziny należę? Oczywiście, że
rodzina nasza od prapradziadów jest rodziną
katolicką. Na jakim poziomie jest ta rodzina?
No cóż, w naszej rodzinie jest dwóch księży.
W naszej rodzinie są artyści, malarze, poeci i
muzycy, kompozytorzy i lekarze. I do takiej
rodziny również zagościła Strażnica. Coś
niesamowitego. Do jakich jeszcze rodzin trafiają?
Do rozbitych małżeństw, do rodzin, gdzie
zawitał alkoholizm, śmierć, czy choroba. Zakładają
z zainteresowanym studia biblijne i prowadzą na
zebrania i czynią głosicielem. Kończy się
wszystko przyjęciem chrztu. Wówczas stoisz już
na własnych nogach, ale nie potrafisz zrobić
kroku ani w lewo, ani w prawo, bo masz narzucone
"chomąto" i klapki na oczy i koniec,
i ciągniesz równo. Jeśli tylko poczniesz
wierzgać, od razu masz komitet sądowniczy, który
do reszty wypierze twój mózg, bo był jeszcze
niedoprany. Kodowanie i pranie mózgu inaczej
odbywa się. Odbywa się przez okres
przygotowania do chrztu, a dalej już zbiorowo.
[...]
Kochani, Biblią można wygrać każdą
melodię. Dlatego dzisiaj po tylu latach
stwierdzam, i nie mogę tego nie powiedzieć, że
dla świadków Jehowy Biblia stała się bałwanem.
Bo on widzi tylko litery, i mówi: tu jest
napisane i tam jest napisane. A przecież
popatrzmy głębiej na Biblię. Apostoł Paweł
mówi: Litera zabija, Duch zaś ożywia [2 Kor
3, 6]. Wiecie dobrze, że kto zagłębił się w
literaturę świadków Jehowy wysuwa z tego
wniosek, że świadkowie Ducha [Świętego] nie
mają, gdyż sami się Go wyrzekli [tzn. uznali
Go za bezosobową "siłę Jehowy"]. A
więc są pod zakonem tej literatury i święcie
w nią wierzą, jak ja święcie w nią wierzyłem.
[...]
W Elblągu opowiadałem o takim doświadczeniu,
kiedy to był nakaz w organizacji palenia
instrumentów muzycznych. Były to czasy odległe,
a wiecie dlaczego [je palono]? Dlatego, że
jeden z braci starszych dopatrzył się, że w
Piśmie św., a szczególnie w Nowym
Testamencie, nigdzie nie jest powiedziane, żeby
grać na instrumentach, więc instrumenty należy
spalić. Jeden z grających, wywodzący się z
rodziny muzyków, grał pięknie na skrzypcach i
chciał je ukryć. Nie udało się, bo zapytano
go: "A ty, bracie, ja swoją mandolinę połamałem
i spaliłem, bo nie chciała wejść do pieca,
[bo] za duża. A ty, bracie, twoje
skrzypce?" A on stał, załamany, głowa w
dół i nie mógł pogodzić się z tym, że piękne
skrzypce, bardzo drogie, musiał spalić. Więc
zobaczcie, jak sekta interpretuje Pismo św.
Obecnie jest zmiana, już świadek może grać
na instrumentach, a jeśli wspomnicie o tamtych
czasach, to mówi się: teraz jest nowe światło
[poznania]. Nowe światło nie zwróci
bezcennych, zniszczonych instrumentów. [...]
Czy świadek Jehowy pobiera jakieś pieniądze?
Gdybym powiedział nie, bym skłamał, a gdybym
powiedział tak, też bym skłamał. Więc
trzeba powiedzieć coś więcej. Nie otrzymują
pieniędzy wszyscy. Otrzymują pieniądze tylko
ci, którzy mają dobre wyniki, a nie ten
szeregowy. To są starsi zboru, to są
[nadzorcy] obwodowi, to są pionierzy specjalni.
Świadek Jehowy, pionier, ten pospolity, pełno
czasowy, otrzymuje tylko kieszonkowe na
autobusy, na pociągi, a wyżywienie musi mieć
swoje. Ale ci bonzowie, którzy są na swoich
terenach i mają wyniki, to mają pieniądze. Bo
przecież nie raz, zresztą wielokrotnie się
zdarzało, że były afery z tego
"daru", za które świadkowie dadzą,
bo to musicie pamiętać, że te "Strażnice",
które otrzymujecie za darmo, one są zapłacone
przez świadka. Tu nic za darmo nie jest. To ci
z gorliwości płacą za was, a wy to rzucacie
do pieca. Ale to wszystko musi być zapłacone.
Najwięcej otrzymują obwodowi i ci, którzy są
u steru na terenie kraju [tzn. nadzorcy okręgów,
oddziałów]. [...]
"Strażnica" podkłada swój kłamliwy
tekst pod autorytet Pisma św., tak jak kukułka
swoje jajko do cudzego gniazda... Można to tak
powiedzieć: jeśli ktoś przyjmuje
interpretacje Pisma św., którą daje
"Strażnica" - hoduje skorpiona na własnym
i rodziny organizmie. "Strażnica"
prowadzi temat i do tego tematu wyszukuje
wersety [biblijne], którymi pragnie potwierdzić
ten temat.
Ze względu na to, że jest to sprawa [dotycząca]
Boga, wiary, religii, życia wiecznego - jest
[to] sprawą zasadniczą. Każdy człowiek
przywiązuje do tego wielką wagę i często
oddaje się tej sprawie bez reszty. Jeżeli
bezkrytycznie poznaje jakąś prawdę, po pewnym
czasie w większości przypadków okaże się,
że to prawda w cudzysłowie. Ja obecnie podając
komuś do czytania "Strażnicę"
powiadam: "Czytaj kłamstwo!" Chcę to
wam jeszcze raz powiedzieć, że "Strażnica"
to jest doskonałe kłamstwo! Fantastyczne,
kapitalnie ułożone. Jest to manipulacja i
sterowanie na odległość [tj. z Brooklynu].
Znacie działanie mediów: jest to działanie
skuteczne, jest to zbiorowa ekstaza. Zobaczcie,
jaka jest reakcja zahipnotyzowanych ludzi. I ja
tak samo reagowałem. [...]
I tak samo żonglują wersetami świadkowie
Jehowy, tylko nie jako przez pomyłkę, ale
celowo. Jest to celowość wspaniale
posegregowana przez centralę w Brooklynie. Do
tego należy jeszcze dodać stwierdzenie, że
operuje tymi zakodowanymi ludźmi. Zobaczcie,
jak się zachowują, są jakby zahipnotyzowani,
jak lunatycy w zbiorowej, nieuleczalnej
halucynacji... [takie nietypowe zachowanie Świadków
Jehowy można zauważyć podczas trwania ich
kongresów, np. na stadionach]. [...]
Jak z tego filmu [mowa o demaskatorskim
filmie "Świadkowie Jehowy" Leonarda
Chretiena na kasecie wideo] wynika, i z różnych
publikacji świadków Jehowy, wiele razy już
przepowiadali zbliżający się koniec świata -
ustalali i rozgłaszali dokładne terminy i
wiele innych proroctw przepowiadali, i jak
dotychczas żadne się nie spełniło, więc
wersety te [Pwt 18, 21-22] Bożym palcem
kierowane są w stronę fałszywego proroka spod
szyldu "Strażnicy" z Brooklynu!
Były świadek
Jehowy - Edmund N.
"Utożsamili się z szarańczą,
opisaną w Apokalipsie"
Proroctwa "Strażnicy" straciły swą
moc, bo żadne do tej pory nie sprawdziło się.
Pokolenie, które miało pamiętać rok 1914, już
prawie się wykruszyło. Nieliczni tylko [z tego
pokolenia] pozostali na świecie, ale i oni prędko
odejdą. [Brooklyn odszedł już od
dotychczasowej nauki o "tym
pokoleniu", które miało doczekać
Armagedonu; por. "Strażnica" 21/
1995, s. 10-21, 31]. Proroctwa o wielkim ucisku,
też się nie spełniły. Tylko ostrzeżenie
Pana Jezusa jest zawsze aktualne: "Strzeżcie
się, żeby was kto nie zwiódł" (Mt 24,
4).
Organizacja świadków Jehowy cieszy się
obfitymi łowami dzięki obietnicy bliskiego
raju na ziemi, jaki według nich ma niebawem
nastąpić. Wiele ludzi żali się, że ze świadkami
Jehowy trudno współżyć w blokach, w domach
spokojnej starości, a to dlatego, że oni
wykorzystują każdą sposobność do nauczania,
aż do znudzenia. Trzeba wiedzieć, że są to
instrukcje odgórne, płynące z Brooklynu.
W jednym z numerów "Strażnicy"
["Strażnica" 7/1989, 18-19], świadkowie
Jehowy utożsamili się z szarańczą opisaną w
Apokalipsie, która szkodziła ludziom. Toteż
nic dziwnego, że starają się oni zniszczyć
wszystko, co jest w człowieku szlachetnego.
Wszczepiają w serca swych członków nienawiść
do całego chrześcijaństwa, a nie tylko do Kościoła
katolickiego. Wszystkie wyznania chrześcijańskie
określają słowem "Wielki Babilon" -
ogólnoświatowe imperium religii fałszywej, a
Organizację Narodów Zjednoczonych (ONZ) -
bestią opisaną w Apokalipsie. Żaden świadek
Jehowy nie wie, że organizacja [Towarzystwo]
"Strażnica", do której należy,
została zarejestrowana w ONZ w 1946 r. [por. E.
Osmańczyk, Encyklopedia ONZ, Warszawa 1986, n.
3453].
Często na zebraniach były stawiane pytania:
Co to jest ONZ, Babilon Wielki, bestia. I
wszyscy słyszeli odpowiedzi pełne wrogości,
nienawiści do wszystkiego i wszystkich, co nie
należy do organizacji "Strażnica".
Czy można to nazwać głoszeniem dobrej
nowiny? W Ewangelii według św. Jana czytamy,
że ci, którzy przyjęli Chrystusa, mają prawo
stać się dziećmi Bożymi (por. J 1, 12), a
nie szarańczą. I jak po kolei przemijają
plagi opisane w Apokalipsie, tak też przeminie
plaga szarańczy. Plagi te nie sprawiają
przyjemności ludziom, ale jeśli taka jest wola
Boga, to naszym obowiązkiem jest przed nią się
zabezpieczyć. Św. Paweł Apostoł daje wspaniałą
radę w Liście do Efezjan, by wierzący w
Chrystusa przyodziali się w zbroję Bożą, wzięli
na siebie tarczę wiary i miecz Ducha, jakim
jest Słowo Boże (por. Ef 6, 13-16). Słowo Boże
jest najskuteczniejszą bronią na atak szarańczy.
Przekonał się o tym każdy, kto w życiu tę
taktykę zastosował. Do tego zachęca nas
prorok Izajasz: "Dowiedźcie się z księgi
Pana i czytajcie!" (Iz 34, 16).
"Przeciwstawiajcie się diabłu, a ucieknie
od was" (Jk 4, 7). Świadkowie Jehowy boją
się bardzo rozmawiać z ludźmi znającymi
Pismo Święte. W takich wypadkach starają się
szybko kończyć rozmowę, tłumacząc się
brakiem czasu. Ja sam chodziłem do ludzi, bo
uważałem się za jednego ze znających
"prawdę", ale na szczęście skończyło
się to wykluczeniem. Za to chwała Panu, że
zerwał pęta niewoli narzucone mi przez
Towarzystwo "Strażnica". Teraz dokładam
wiele starań, by ostrzegać ludzi przed duchową
chorobą, roznoszoną przez domokrążców
antychrześcijańskiej organizacji z Brooklynu.
Należy pamiętać, że choć rany się zagoją,
to jednak blizny pozostaną na zawsze.
Były świadek
Jehowy - Kazimierz B., Wąbrzeźno.
Dodatek do książki "Siewcy kąkolu"
- Elizeusz Bagiński OCD
Książkę można zamawiać: Wydawnictwo
Karmelitów Bosych 31-222 Kraków, ul. Glogera 5